Można odnieść wrażenie, że pewne media w swej antykościelnej zapiekłości nie tyle preferują ciosy poniżej pasa, co nie zamierzają wyżej podnosić wzroku. Jak reagować?
Ostatnia okładka "Newsweeka" (zob.: Upadek Tomasza Lisa), prezerwatywne dywagacje nieustannie powracające w dyskusji o Kościele, przekłamywanie informacji dotyczących skali pedofilii wśród duchownych i reakcji Kościoła na to zjawisko (o rzeczywistej roli Kościoła w przeciwdziałaniu skandalom, więcej informacji np: TUTAJ) utwierdzają mnie, niestety, w przekonaniu o wątpliwej wartości wielu serwowanych nam w tym temacie informacji.
Coraz częściej zadaję sobie pytanie, jak po chrześcijańsku - czyli najzwyczajniej przyzwoicie, po ludzku - reagować na tego typu zagrywki? Jak się do nich odnosić, aby nie popsuć sobie wzroku, aby nie dać się wciągać w to rozrywanie mięsa, aby nie stępić w sobie wrażliwości patrzenia i dostrzegania tego, co prawdziwe?
Obserwując formę obecnej wokół kościelnej debaty, przypominają mi się "Wyznania" św. Augustyna. Opisuje tam swojego przyjaciela, który udał się do amfiteatru. Przyzwoity człowiek stracił rozeznanie rzeczywistości (delikatnie ujmując) od chwili, w której skierował wzrok na arenę, gdzie wyrzynali się gladiatorzy. Czasy się zmieniły, więc i kształt areny. Instynkty pozostały te same. A dobieranie się wzajemne do gardeł nadal otumania i wzbudza uciechę gawiedzi.
"Debaty są ożywcze dla Kościoła, ponieważ Kościół żyje w dialogu, i żyje ze spotkania. Ale w Polsce debaty prowadzone są nie po to, aby coś rozwiązać, ale aby się rozmówcy bili. Media chcą tej walki - bo z tego żyją. Chcą mieć nagłówek, wyzywających się ludzi w studiu. To realne siły, które chcą tej konfrontacji" - zauważył o. Maciej Zięba OP, podczas spotkania na Wydziale Teologicznym UŚ, 27 lutego w Katowicach. Dominikanin zwrócił też uwagę, iż "w dzisiejszej kulturze występuje bardzo silny nurt alethofobii, sprzeciwu wobec prawdy obiektywnej. To jest ideologia, brutalna i niebezpieczna. Są środowiska, które chcą rozwalać Kościół, chcą wojny." (zob.: Gdy sól traci smak, a światło nie świeci)
Trudno nie przyznać racji mocnym słowom o. Zięby, zważywszy, iż np. głównymi medialnymi ekspertami od spraw Kościoła stali się eks-księża. Nie skąpią społeczeństwu swej "wiedzy" i "cennych uwag" na naprawę porzuconej przez nich "korporacji", a w przypadku rezygnacji Benedykta XVI skłonni nawet byli do ujęć psychoanalitycznych, zdejmujących zasłonę pobożnej interpretacji z "rzeczywistych", w ich mniemaniu, motywów papieskiej decyzji (kto poszuka, znajdzie kto i co powiedział)
Trudno też dopatrzyć się w tej medialnej około kościelnej aktywizacji troski o głębie, prawdę i bezstronność. Jeśli bowiem zasadą medialnej rzetelności stało się powoływanie autorytetów ze środowisk "byłych" w stosunku do środowisk komentowanych, to dla zachowania proporcji zasada ta powinna być stosowana (z tą samą częstotliwością) również w przypadkach innych tzw. gorących tematów.
Gdyby więc dla przykładu w tematach dot. roszczeń środowisk LGTB jako eksperci zapraszani byli eks-homoseksualiści (osoby, które poradziły sobie ze skłonnościami homoseksualnymi), a jako fachowcy (choć to trefne słowo) od aborcji czy in vitro prawo nagłośnionej wypowiedzi mieliby lekarze, którzy tego dokonywali i zaprzestali, wewnętrznie przekonani do słuszności dokonanego wyboru - wtedy można by przyjąć że medialna metoda "na byłego" jest w miarę uczciwa.
Ale bez złudzeń, tak się nie stanie w mainstreamie. Tu jesteśmy bowiem świadkami starcia ideologicznego, a nie troski o prawdę, której pojęcie dawno zostało zrelatywizowane. Nie dziwi więc, że punktem wyjścia w temacie Kościoła nie jest życzliwa analiza głębi eklezjalnej rzeczywistości, ale brodzenie na mieliźnie pośród szlamu. Czasem, owszem, jest go wiele.
Jak reagować na tę nieprzychylną rzeczywistość? Jak trwając w Kościele odnosić się do niej, jak patrzeć? Jak nie ulegać pokusie budowania oblężonej twierdzy, która jak zauważył o. Zięba, dzieli ludzi na "sojuszników, wrogów, i zdrajców". Jak opierać się agresji obronnej w odpowiedzi na jawną agresję?
Kiedy zapisywałem te pytania, w dniu zakończenia pontyfikatu Benedykta XVI, jeszcze nie znałem słów, jakie papież wypowiedział na pożegnanie do kardynałów. Gdy je przeczytałem, nie kryję, głęboko się wzruszyłem.
Bo to piękne słowa, oddające to, czym w istocie jest Kościół - nie ten, o którym mówią "eks-eksperci" i który chcą reformować zsekularyzowane media, ale ten Kościół, który żyje w sercach tych, którzy WOLNYM I ROZUMNYM wyborem, chcą żyć w sercu tego Kościoła.
Czytając słowa papieża, już emeryta, mam przekonanie, że chrześcijańską odpowiedzią, na antykościelne zagrywki, jest po prostu dalej patrzeć prosto (lub symbolicznie "ku górze") i czynić to, co Kościół czyni od początku: chronić i czynić dobro, nagłaśniać je, wskazywać na potencjał, jaki wzbudza w ludziach wiara w Chrystusa (np. aktualna akcja Fundacji Redemptoris Missio, więcej: TUTAJ) i Jego delikatna, tajemnicza obecność pośród nas.
A papież powiedział następujące słowa:
„Chciałbym wam zostawić prostą myśl, która bardzo leży mi na sercu. Jest to myśl o Kościele, o jego tajemnicy, która stanowi dla nas wszystkich, możemy tak powiedzieć, rację i pasję życia. (...) Kościół «nie jest instytucją wymyśloną i skonstruowaną przy stoliku, ale rzeczywistością żywą. Żyje w ciągu czasu, rozwijając się, jak każda istota żywa, przekształcając się. Jednak jego natura pozostaje wciąż ta sama i jego sercem jest Chrystus». (...) Kościół jest żywym ciałem, ożywianym przez Ducha Świętego i żyje rzeczywiście z mocy Bożej. Jest na świecie, ale nie ze świata: należy do Boga, Chrystusa, Ducha. (...) Kościół rozbudza się w duszach".
Spojrzenie, które "rozbudza się w duszach" koryguje wzrok.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).