Wraz z Kard. Glempem odchodzi cała epoka w Kościele.
Jako ostatni z Prymasów Polski, dysponował specjalnymi uprawnieniami papieskimi, które pozwalały mu mieć istotny wpływ na nominacje biskupów oraz wszystkie najważniejsze decyzje, podejmowane przez Kościół w Polsce. Był prymasem rzeczywistym, a nie honorowym. Nie tylko pierwszym wśród równych, ale rzeczywiście pierwszym.
Na kształt jego posługi prymasowskiej decydujące wpływ miały lata spędzone u boku Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Widział wielkość tamtej posługi, ale także jej słabości. Wiedział, że musi znaleźć własny styl, gdyż naśladowanie Wielkiego Prymasa, zakończyłoby się groteską. Pozostał więc sobą, dzięki czemu wniósł do sposobu pełnienia urzędu prymasa prostotę, ciepło i wielką życzliwość wobec innego człowieka. Swą posługę realizował w czasach przełomowych, powstania „Solidarności”, rozmów Okrągłego Stołu, przemian w Związku Sowieckim. Byłoby nieprawdą stwierdzenie, że zawsze trafnie odczytywał „Znaki Czasu”. Często było inaczej. Potrafił jednak słuchać tego, który na historię miał słuch absolutny – Jana Pawła II. W stanie wojennym miał zbyt wielkie – moim zdaniem - zaufanie do gen. Jaruzelskiego, znacznie mniejsze do „Solidarności”. W przeciwieństwie do Jana Pawła II, uważał, że ten ruch skończył się 13 grudnia 1981 r. Wałęsę oceniał krytycznie, jeszcze bardziej jego uzależnienie od doradców z kręgu KOR. Dlatego nie podzielał entuzjazmu męczennika i błogosławionego Jerzego Popiełuszki dla ludzi „Solidarności”, choć jego śmierć przeżył w kategoriach własnych zaniedbań i dramatu osobistego, z którym zmagał się do końca życia.
Nie chciał jednoznacznie przekreślać ludzi, którzy poszli do partii. Miał świadomość istniejących w tej sprawie podziałów nawet wśród rodzin, gdyż jego brat był funkcjonariuszem PZPR. Z komunistami nie chciał walczyć, wolał ich nawracać, m.in. angażując się w posługę duszpasterską w rodzinach wojskowych, co spowodowało, że zainteresowała się nim bezpieka. Dla władz PRL wbrew pozorom, nie był partnerem wygodnym. Starał się rozumieć okoliczności ich działań, ale był konsekwentny i nieustępliwy, gdy przyszło do egzekwowania wspólnych ustaleń. Udało mu się wynegocjować ustawę o stosunkach Kościoła z państwem z maja 1989 r., która stała się modelowa dla całej Europy Środkowej. Dobrze zdała także próbę czasu w III Rzeczpospolitej.
Wspominając zasługi kard. Glempa, nie można zapomnieć o roli, jaką odegrał w polityce wschodniej Stolicy Apostolskiej, reprezentując papieża w Moskwie w 1988 r. w czasie jubileuszu 1000-lecia chrztu Rusi. Towarzyszyłem mu wtedy i pamiętam, jakie wrażenie na wszystkich Rosjanach, zgromadzonych na uroczystościach w klasztorze Daniłowskim w centrum Moskwy, zrobiły jego słowa o prawosławnych męczennikach, którzy przelali krew za wiarę w XX wieku. Dla Cerkwi był to jeszcze temat tabu, dlatego to wystąpienie miało tak wielkie znaczenie. W Moskwie prowadził rozmowy, które przyczyniły się do wizyty Gorbaczowa w Watykanie i zmian w sowieckiej polityce wyznaniowej. Później jeździł na Białoruś, gdzie docierał do skupisk Polaków, które często w jego osobie pierwszy raz w życiu widziały biskupa oraz zabiegał o odbudowę tam struktur kościelnych. W październiku 1987 r. wystosował głośny apel o pojednanie między Polakami i Ukraińcami wraz z kard. Myrosławem Lubacziwskim, arcybiskupem większym Lwowa obrządku wschodniego, dokument niezwykle ważny, który nie spotkał się z należytym rezonansem społecznym, gdyż cenzura uniemożliwiła jego publikację.
W kontaktach osobistych był człowiekiem wielkiej prostoty, by nie rzecz pokory. Ujmował rozmówcę serdecznością, ciepłem, otwartością, a czasem nawet trudnym do ukrycia zakłopotaniem, gdy nie wiedział, jak wybrnąć z jakieś kwestii. Mogłem to obserwować, przeprowadzając z nim wywiady prasowe, ale także kilka razy rozmawiając z nim prywatnie. Zapamiętam go jako prawego Polaka i roztropnego Prymasa, księdza, który bardzo kochał Pana Boga, swój kraj i chciał, abyśmy byli wobec siebie trochę lepsi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).