Główne powody to: otwartość bez wymagań i wymagania bez otwartości.
Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego ewangelizacja tak często nie przynosi spodziewanych efektów? Jak mamy dziś nieść Dobrą Nowinę tym, którzy żyją bez Boga? Synody, akcje ewangelizacyjne, coraz więcej różnorodnych pomysłów. Próbujemy jako Kościół odnaleźć się w świecie, który sam z siebie nie szuka Jezusa. I nie jest to takie proste. Inicjatyw jest wiele. Często są to pomysły nowatorskie.
Teologia "z prądem" to nowa, ciekawa inicjatywa dominikanów z krakowskiej "Beczki". Duchowi synowie św. Dominika zapraszają do legendarnego pubu "Pod Jaszczurami" na comiesięczne spotkania, na których w luźnej atmosferze będzie można podyskutować i dowiedzieć się czegoś o gorących tematach z życia Kościoła. Każde spotkanie poprowadzi specjalista w swojej dziedzinie. I tak pierwszy wieczór będzie moderował o. Piotr Jordan Śliwiński, szef krakowskiej szkoły spowiedników. Kapucyn zmierzy się z pytaniem "czy Kościół wszystko demonizuje?" i wyjaśni jak to jest z wróżbami, bioenergoterapią i wywoływaniem duchów. Tematem styczniowego spotkania będzie życie wieczne i czasy ostateczne. Itd, itd.
Do kogo adresowane są spotkania? Do wszystkich! Ale przede wszystkim do tych, którzy na Mszę już nie przychodzą, albo nie przychodzili wcale, a chcieliby porozmawiać o różnych kwestiach związanych z religią i Kościołem - mówi o. Maciej Okoński OP. Dominikanie chcą w ten sposób wyjść na zewnątrz, stworzyć przestrzeń spotkania dla tych, którzy z różnych przyczyn niewiele maja wspólnego z Kościołem, a jednak życie to dla nich coś więcej niż wino, kobiety i śpiew.
Czy można o teologii rozprawiać przy piwie? Dobre pytanie. Niejeden powie: profanacja. Z drugiej strony jednak żyjemy w rzeczywistości, w której słowo "sacrum" jest jednym z najpopularniejszych alergenów, a słodka woń kadzidła przyprawia wielu o mdłości. Mamy zatem trzy wyjścia. Pierwsze: zostawić uczulonych na ich własnej drodze i wmówić sobie, że alergia jest nieodwracalna. Drugie: zaciągnąć na siłę do kościoła i kazać wdychać obfite opary dymu. Albo się przyzwyczai, albo udusi. Trzecie: dostrzec w alergiku CZŁOWIEKA i pokazać mu prawdziwy obraz Kościoła. Pokazać i pozostawić możliwość wyboru. Dać szansę na dostrzeżenie i doświadczenie tego, z czego rezygnuje człowiek żyjący poza Kościołem. Przyprowadzić do Boga, który JEST MIŁOŚCIĄ. I wtedy postawić przed wyborem. A nie jest to takie proste.
Trudności z ewangelizacją można określić najogólniej jako dwie przeciwne postawy: otwartości bez wymagań i wymagania bez otwartości. Tylko brzmienie mają podobne.
Otwartość bez wymagań jest z gruntu niechrześcijańska i nieewangeliczna. Często ma jednak u podstaw szczere i dobre intencje. Przykład: chcę dotrzeć i ewangelizować grzesznika, który z bliżej nieokreślonych przyczyn z Kościołem ma wspólnego tyle co Polska z klimatem równikowym i żyje w sposób, powiedzmy delikatnie, daleki od chrześcijańskiej normy. Wiem, że głosząc mu Ewangelię ogniem i mieczem nic nie osiągnę. Więc obalam jego mity o Kościele, pokazuję Jezusa i szanuję jego wolność. Jak na razie wszystko jest OK. Problem narasta, kiedy w miarę wprowadzania w treść i doświadczenie chrześcijańskie, nie stawiam żadnych wymagań. Nie da się być chrześcijaninem ze statusem obserwatora. Takie rzeczy tylko w ONZecie. Spotkanie z Jezusem Chrystusem zawsze niesie ze sobą konieczność decyzji przemiany swojego życia. Musi być taki moment, kiedy pytamy: czy chcesz? W przeciwnym razie spędzimy całe życie na debatach o Komisji Majątkowej, miejscu religii w szkole i rozdziale Kościoła od państwa, dając sobie nawzajem autografy i wymieniając uściski. Ale chłopa do Boga nie przyprowadzimy. Szacunek do drugiego człowieka i jego wolności wymaga też, żebym dał mu szansę poznać prawdę o tym, w jakiej jest sytuacji: "robisz chłopie źle, idziesz prosto do otchłani". Co mówi Jezus do jawnogrzesznicy? "Idź i NIE GRZESZ WIĘCEJ!".
Druga pokusa - wymagania bez otwartości - wcale nie jest mniejsza. Nie trzeba wiele wysiłku, żeby pod szyldem radykalizmu i wierności Ewangelii przyporządkować wszystkich do szufladek, opatrzonych starannie opisanymi etykietkami: "ateista", "lewak", "dziwka", "homoś", "komuch", "leming". I wiele, wiele innych. I na starcie zmieszać z błotem. Bez zadania sobie pytania: "dlaczego ten jest taki, a tamten owaki?". Nic trudnego postawić wymagania opatrzone adnotacją: "jak się nie podoba, to wypad". Delikwent dostaje receptę i zalecenia surowej diety, nie wie tylko po co to wszystko. I DLA KOGO ma ją przestrzegać. A w takiej sytuacji cały proces leczenia bierze w łeb. Bo istotą chrześcijaństwa nie jest moralne życie, ale Osoba Jezusa Chrystusa. Moralne życie wypływa z daru miłości Boga. Gdyby było na odwrót wszyscy bylibyśmy skończeni. Jezus NAJPIERW PRZYJMUJE jawnogrzesznicę, pozwala jej doświadczyć Jego miłości, a POTEM MÓWI "idź i nie grzesz więcej". Oba elementy są nierozłączne.
Krakowskim dominikanom i ich nowej inicjatywie szczerze kibicuję. I życzę, aby jak najwięcej tych, którzy przyjdą pogadać o teologii przy piwie, poszło dalej, kontynuując swoją przygodę w Kościele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.