Niektórym wydaje się, że dziewczyna, przekraczając klauzurę, zostawia swoją kobiecość na wieszaku przed wejściem. O przeżywaniu kobiecości w zakonie klauzurowym mówi Małgorzacie Kokot najprawdziwsza kobieta – s. Ewa Maria Hop, klaryska.
Małgorzata Kokot: Co Siostrze przychodzi na myśl, gdy słyszy słowo „kobieta”?
S. Ewa Maria Hop: – Na pewno osoba piękna, wdzięczna, akceptująca, wspierająca, ale też kojarząca się z kimś mocnym.
A śląska kobieta?
– Oj, to na pewno ktoś mocny (śmiech). Mocny, wytrwały, a zarazem ciepły. Ktoś, kto tworzy dom.
A śląska kobieta w zakonie klauzurowym?
–...niesie to wszystko wzmocnione siłą płynącą od Boga.
Ma Siostra swój ideał kobiety?
– Swoją kobiecością zachwyciła mnie Maryja. Niesamowite, że „zwykła dziewczyna” z Nazaretu staje się Bożą Matką. Maryja jest dla mnie ideałem kobiety, która otwiera się na Boga. Także się Klara jest postacią, nad której postawą bardzo długo rozmyślałam.
Myśli Siostra czasem, jakby to było przywdziać sukienkę w kwiatki i buty na obcasach?
– Pojawiają się takie myśli. Kiedy rozeznawałam swoje powołanie, modliłam się: „Panie Jezu, ja będę całe życie tak wyglądać! Proszę, ubierz mnie jakoś ładnie”. Ale w sumie lubię swój strój. Ten habit jest bardzo kobiecy.
Jest Siostra gadułą?
– Zdarza mi się. Na szczęście św. Klara była prawdziwą kobietą i to przewidziała. Siostry, gdy to konieczne, mogą zawsze komunikować się półgłosem. My, kobiety, mamy niesamowity dar tworzenia komunii przez słowa.
Co dla kobiety za klauzurą jest najtrudniejsze?
– Początkowo może się wydawać, że zanika nasza indywidualność. Człowiek staje przed wspólnotą, która jest zewnętrznie jednolita – ten sam habit, rytm życia. Trzeba odnaleźć swoją indywidualność, pozostać sobą. To, co kobieta ze sobą wnosi do wspólnego życia, musi przyjść z jej wnętrza. Człowiek musi nauczyć się żyć wrażliwością duchową.
Czyli w ogóle nie wyklucza się bycie kobietą i zakonnicą.
– Nie, zupełnie nie wyklucza. Nie wyobrażam sobie siostry, która nie byłaby kobieca.
Zastanawia się czasem Siostra, jak by to było mieć męża, rodzinę...?
– Ja jestem szczęśliwa w klasztorze. Wiem, że są inne drogi, ale zostawiam je jako alternatywę, której nie zrealizowałam. Gdy rozważałam pójście do zakonu, takie wyobrażenia były silne. Nie powiem, że tego nie pragnęłam. Byłam najstarszą wnuczką i moja babcia zaczęła już zbierać dla mnie posag. Ale odkryłam, że życie zakonne jest też dla takich osób jak ja. Mogę Bogu ofiarować całe piękno, jakie we mnie stworzył. Stwierdziłam, że w klasztorze – mimo braku typowej więzi rodzinnej – człowiek nie zostaje sam. Rodziną staje się cały Kościół, a nawet więcej – cały świat.
Jak ludzie reagują na widok klaryski?
– Niektórzy bardzo spontanicznie mówią „siostro, siostrzyczko”. Inni lodowatym głosem zwracają się „proszę pani”. Odzwierciedla się w tym cała relacja człowieka z Kościołem. Czasem biadolą, że taka ładna dziewczyna, a poszła do zakonu. Pewnego razu jedna z sióstr, zaczepiona tak na mieście, odpowiedziała: „Och, a gdyby pan wiedział, jakie ładne zostały w klasztorze!”.
Obszerna rozmowa z s. Ewą pojawi się na portalu wiara.pl już wkrótce. Zapraszamy!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).