Proboszcz z Montrealu

Kościół jest uniwersalny i czy będę odprawiał Eucharystię w Montrealu, czy w Cielądzu, będzie ona taka sama i będę takim samym kapłanem.

Reklama

Wydaje mi się, że gdyby Ojciec przez całe kapłańskie życie mieszkał w Cielądzu, dzisiaj nie myślałby o ogrodzie zimowym i degustacji kawy z Peru. Chcę przez to podważyć Ojca ostatnie zdanie, że księdzem jest się wszędzie takim samym.

– No, dobrze, jasne, nie jesteśmy z kamienia. Kultura, w której żyjemy, ludzie, wśród których pracujemy i przebywamy, nie pozostają bez wpływu na nas. Myślę, że pewne elementy zachodniego stylu duszpasterstwa, którego się nauczyłem, w połączeniu z pełnymi kościołami w Polsce i – cokolwiek by mówić – szacunkiem do księdza mogą pięknie zaowocować w polskiej rzeczywistości Kościoła.

A nie brakuje Ojcu teatru na wyciągnięcie ręki, klimatu wielkiej montrealskiej metropolii?

– Jasne, trochę brakuje tego, że w tym samym mieście mam operę i teatr, lotnisko, dworzec kolejowy i kilkaset kawiarenek. Tego, oczywiście, w Cielądzu nie mam. Ale mam w zamian łąki zielone, stawy z rybami i lasy za oknem, kota Mruczka, no i miałem myszy na plebanii, które zjeżdżały po poręczach i pchały się do mojego łóżka. Przede wszystkim mam dobrych ludzi, którzy na mnie liczą, bo jestem dla nich ojcem, nie tylko spowiednikiem czy urzędnikiem. A wracając do teatru i opery, nie am z tym problemu, bo blisko do Warszawy i Łodzi. Natomiast w Rawie Mazowieckiej znalazłem bardzo przyjemną kawiarnię, gdzie podają prawie tak dobrą kawę jak moja. Lubię tam sobie pojechać przed południem, sączyć espresso, porozmawiać z ciekawymi ludźmi i poczytać prasę.

To takie amerykańskie… Idę o zakład, że przeciętny łowicki proboszcz nie wpadnie przed południem do pobliskiej kawiarni, by sączyć espresso i czytać prasę.

– Na pewno przesiąkłem troszkę amerykańskim stylem. Najważniejsze, że mojej małej owczarni w Cielądzu to nie przeszkadza, a wręcz ułatwia nam kontakty. Obserwuję, że w niedzielę przychodzą do kościoła osoby, które kiedyś od Kościoła daleko uciekły.

Od dwóch lat jest Ojciec proboszczem mało znanej parafii w Cielądzu, a była już tutaj z koncertem Eleni, było obwoźne muzeum papieskie, był koncert pieśni patriotycznych, w tym roku procesji Bożego Ciała przewodniczył bp Louis Dicaire z Montrealu, w zeszłym roku gościł bp Wojciech Polak, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski. Jednym słowem – wielcy ludzie przyjeżdżają do Cielądza.

– Nie uważam, że kulturalne przedsięwzięcia można organizować tylko w dużych miejskich parafiach, że tylko tam można zapraszać ciekawych ludzi z – powiedzmy – „wielkiego świata”. Nie widzę różnicy między ludźmi mieszkającymi na wsi a ludźmi mieszkającymi w mieście i denerwuje mnie, gdy ktoś mówi, że na wsi wyższa kultura nie jest potrzebna. Myli się proboszcz, który z takiego założenia wychodzi. Dla przykładu powiem, że nie mam problemu z uzbieraniem autobusu na wyjazd do teatru w Łodzi czy na „nostalgiczną wyprawę” do Lwowa.

Co zaszczepiłby Ojciec na gruncie kanadyjskim, gdyby przyszło tam powrócić?

– Zabrałbym ze sobą przede wszystkim polską pobożność, otwartość i gościnę. Kanadyjczycy, niestety, są ludźmi odrobinę zamkniętymi w sobie, nieufnymi. W Cielądzu i na ziemi łowickiej spotkałem się z wielką życzliwością. Choć sam jestem „poznańską pyrą”, czuję, że zostałem tu przyjęty jako swój. Staram się być otwarty na każdego człowieka – i na babcię, co dwa razy dziennie przychodzi do kościoła, i na tego łobuza, co ostatni raz był w kościele na swoim bierzmowaniu.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama