Naprawdę nie rozumiem: Śląsk, jaki poznałam ma bardzo bogatą i ciekawą kulturę, niosącą wielką mądrość, godną rozpropagowania. Jest zdecydowanie mądrzejszy, bardziej ludzki, niż Warszawa, z której pochodzę. Czego tu się wstydzić?
W polemikę na temat śląskości rozpoczętą przez Michała Smolorza dotychczas nie chciałam się włączać. Mieszkam w Chorzowie zaledwie kilka lat. Zdążyłam jednak docenić tę ziemię i mieszkających na niej ludzi. Śląsk stał się dla mnie moją małą ojczyzną. A po ostatnim felietonie (a właściwie lamencie dotyczącym braku polemiki) milczeć nie potrafię.
Jestem Polką. I nie jest to coś, co chciałabym i potrafiła zmienić. Jeśli tak, nie mogę się domagać, że ktoś inny będzie chciał według moich oczekiwań swoją tożsamość zmieniać. Nieważne, kim się czuje: Polakiem, Ślązakiem, Niemcem, Czechem czy kimkolwiek innym. Ma prawo być tym kim jest, zgodnie z tym, jak widzi swoje korzenie: rodzinne, kulturowe, historyczne czy społeczne.
Innymi słowy: nie jest mi obojętne, kim jestem. Interesuje mnie, kim jest człowiek obok mnie (brak takiego zainteresowania oznaczałby brak zainteresowania człowiekiem). Nie zakładam jednak, że musi być do mnie podobny i w żadnym wypadku nie wartościuję tożsamości (!)
Uważam, że każdy człowiek ma prawo swoją tożsamość – także narodową – ujawniać i wyrażać. To w najmniejszym stopniu nie świadczy, że chciałby swoje poczucie tożsamości komukolwiek narzucić, czy że uważa je za lepsze. A jeśli ktoś tak odbiera, to proponowałabym się zastanowić, czy nie jest to wyraz swoistego kompleksu niższości. Człowiek pewny swojej tożsamości i jej wartości nie potrzebuje zewnętrznych potwierdzeń i nie czuje się urażony czyjąś odmienną tożsamością narodową czy jakąkolwiek inną. Różnorodność jest źródłem bogactwa, jest ciekawa, ale pod jednym warunkiem: że nie odbieram inności jak atak na siebie. A jeśli odbieram, to to jest mój problem, a nie Innego.
Można się oczywiście obrażać na abpa Skworca, że czuje się Polakiem, a śląskość pojmuje jako etos pracy. Można się obrażać, że nie rozumie emocji ludzi, którzy dążą do autonomii Śląska. Można się obrażać, że w jego rodzinie (bo w tym kontekście zostało wypowiedziane zdanie – kamień obrazy – uważano, że mieszkają na Śląsku ale są Polakami). Wszystko można, choć w moim poczuciu świadczy to nie najlepiej o poczuciu własnej godności narodowej obrażającego się. Naprawdę nie rozumiem: Śląsk, jaki poznałam ma bardzo bogatą i ciekawą kulturę, niosącą wielką mądrość, godną rozpropagowania. Jest zdecydowanie mądrzejszy, bardziej ludzki, niż Warszawa, z której pochodzę. Czego tu się wstydzić?
Ale jak można się obrażać na człowieka, tak tworzenie martyrologii śląskiej z Kościołem w roli głównej jest zwyczajnie nieuprawnione. Ani osobista wypowiedź arcybiskupa, ani komentarze dziennikarzy jednej gazety do tak ogólnych wniosków nie uprawniają. W Kościele zmieści się i Polak i Ślązak i Niemiec i Rom, tak jak mieścili się Żydzi i Grecy.
Kościół nie wymaga od człowieka wyrzeczenia się jego tożsamości i w tym sensie wspiera każdą. Jego członkowie muszą umieć istnieć obok siebie różniąc się. Ale też Kościół nie poprze żadnej strony przeciw drugiej.
Naprawdę, warto byłoby się nauczyć szanować siebie na tyle, by nie popadać w „martyrologiczną” nadwrażliwość, jeśli ktoś obok nie jest taki sam.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.