Po co chrześcijaninowi, który chce występować w imieniu wykluczonych, odwołania do idei lewicowych?
JM: Po co jednak chrześcijaninowi, który chce występować w imieniu wykluczonych, odwołania do idei lewicowych? Dlaczego powinniśmy dążyć do zmian systemowych w kształcie współczesnego świata?
Misza Tomaszewski (MT): Ojciec Maciej Zięba w niedawnym „Tygodniku Powszechnym” przekonywał, że chrześcijanie powinni angażować się oddolnie, a sama dobroczynność wystarczy, by poprawić byt ludzi najuboższych. Dlaczego więc mielibyśmy być bardziej zainteresowani rozwiązaniami systemowymi? Charytatywność niesie ze sobą także zagrożenia. Zmiany strukturalne nigdy nie zmienią faktu, że będą istnieli ludzie wykluczeni i ubodzy, więc dobroczynność zawsze będzie niezbędna, ale nigdy nie będzie wystarczająca. Charytatywność łączy się też z zagrożeniem wyczyszczenia swojego sumienia, poczucia, że jest się już wystarczająco dobrym. Kościół powinien poprzez wartości naświetlać konkretne problemy współczesności. Nie wykorzystaliśmy jednak sytuacji, żeby je nazwać. Fakt nieodniesienia się w ostatnim dokumencie społecznym KEP do tych problemów i nieukazanie, jak one „grają” w perspektywie wartości jest zaniedbaniem. Zamiast tego budujemy struktury, które pogłębiają nasz grzech. Jeśli fiński pracodawca, kierując się dobrem wspólnym, postanawia budować fabryką w Finlandii, choć mógłby ją przenieść do Bangladeszu, zbankrutuje, gdyż inni nie uczynią podobnie. Biskupi nie powinni więc proponować raju na ziemi, ale mogliby wskazywać miejsca krytyczne w naszym życiu społecznym.
JM: Gdzie zatem może spotkać się wrażliwość lewicy i chrześcijańska wizja świata?
JMak: Dużo łatwiej wskazać miejsca rozbieżne, niż wspólne. Kościół i lewica napinają się, gdy tylko proponuje im się dialog. Jest on wykluczony przez samą obecność osób, które miałyby usiąść do stołu, bo z jednej strony mamy Tomasza Terlikowskiego, a z drugiej Joannę Senyszyn. Podoba mi się opowieść Charlesa Taylora, który, w podobnej sytuacji, która miała miejsce w Kanadzie, gdzie bardzo mocno ścierali się działacze pro choice i pro life, zabrał tych ludzi poza miasto i posadził ich naprzeciw siebie bez kamer. Gdy przestali się wzajemnie demonizować, okazało się, że paradoksalnie jednym i drugim chodzi o podobne wartości. Jestem socjalistą nie dlatego, że socjalizm, ale dlatego, że Jezus Chrystus.
MT: Dopóki nie wydarzy się coś niezwykłego, nie oczekiwałbym, że powstanie przestrzeń do współpracy. Liczyłbym jednak na to, że Kościołowi i lewicy uda się podjąć chociaż pojedyncze tematy, a także wspólnie zmienić język, w którym rozmawiamy, nie tylko pod względem jego agresywności. Język dokumentów kościelnych jest szczelnie impregnowany na rozumienie ich przez konkretnego człowieka. Przykładem tematu, który mógłby łączyć, jest kwestia szkoły, o której z ust lewicy i Kościoła słyszymy tylko w kontekście, odpowiednio, edukacji seksualnej lub katechezy. Przypominamy strasznych mieszczan z wiersza Tuwima, którzy „widzą wszystko oddzielnie”. Nie potrzeba do tego jednak nominalnego sojuszu Kościoła i lewicy.
MG: Nie wierzę w dialog i w ogóle nie lubię tego pojęcia. Jest ono najlepszym wstępem, żeby się pokłócić, albo czuć się rozczarowanym. Opowieść Taylora, o której mówił Jarosław Makowski, jest być może prawdziwa dla tego jednego wyjazdu, ale po powrocie ci ludzie wrócą do telewizyjnych debat i będą się dalej okładać. Przekonanie, że mamy wspólne wartości, jest złudzeniem. Ja rozumiem świat przez politykę. Na scenie są różni aktorzy, których nie możemy zignorować, ale jeśli chodzi o meritum, nie musimy się zgadzać. Wyjątkowa rola Kościoła w Polsce i jego wyjątkowa pozycja wynikają z tego, że jest jedną z niewielu rozsądnych instytucji i stabilnym partnerem. Wierzę w sojusz w konkretnych sprawach, a nie w dialog. Różnimy się, ale mamy do załatwienia wspólne sprawy.
MT: Kościół nie może spojrzeć na siebie jako na gracza politycznego. Można być chrześcijaninem o sympatiach lewicowych i prawicowych, ale pewne elementy światopoglądu zawsze będą czymś dodanym do fundamentu naszej wiary.
JMak: Leszek Miller już zresztą wie, że z Kościołem zawsze przegrywa. Maćkowi Gduli też odechciałoby się negocjacji z Kościołem, gdyby dwa razy został przez niego ograny.
MT: Istnieje jednak, trudne dla lewicy do przełamania, napięcie między troską o wykluczonych ekonomicznie, a zaangażowaniem w kwestiach obyczajowych. Większość wykluczonych ekonomicznie jest mocno konserwatywna obyczajowo. Nie da się łapać obu srok za ogon.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.