Krzysztof Ziemiec: Prawdę mówiąc, w życiu nadal pragnę najbardziej tego, czym się wówczas obroniłem.
Poza tym jestem gorącym orędownikiem jego walki o życie nienarodzone. Pamiętam, jak „rugał” nas już po zmianach w 1989 roku, że zagubiliśmy sens, daliśmy się uwieść bożkom, np. mamonie. Niemal krzyczał podczas Eucharystii na Agrykoli: „To jest moja ojczyzna, to jest moja matka – ta ziemia!”.
Papież był niezwykłą osobą również w relacjach czysto ludzkich. Okazywał otwartość dla wszystkich, miał czas i atencję dla każdego. Jeśli wejdziemy na „poziom wyższy”, to nawet nie trzeba czytać encyklik, wystarczy posłuchać homilii, chociażby tych do nas, Polaków.
W Janie Pawle II cenię również niezwykłe talenty medialne, jak choćby doskonałe kontakty z dziennikarzami, zdolności aktorskie i talent literacki oraz swobodny sposób zachowania się podczas bardzo poważnych uroczystości. Wystarczy sobie przypomnieć machanie laseczką czy słynne kremówki. Ojciec Święty tymi gestami zmienił wizerunek papieża i Kościoła – ocieplił go i jednocześnie swoją postawą przyciągnął ludzi niewierzących. Przed nim nikogo takiego nie było, a tym bardziej osoby duchownej.
Świadczyć swoją postawą
Kolejnym moim wzorcem jest bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który nigdy nikogo nie odrzucał, nawet za to, że jest jego przeciwnikiem. Przecież on się nawet modlił za swoich przyszłych zabójców! Zawsze wzywał, aby zło dobrem zwyciężać. To jest trudniejsze, ale z pewnością bardziej chrześcijańskie, bo o ileż łatwiej jest kogoś zniszczyć niż przygarnąć, przytulić i wskazać mu dobrą drogę!
Taka postawa jest mi bardzo bliska i staram się podobnie zachowywać na co dzień. Często podczas spotkań z ludźmi w różnych miejscach zapewniam: „Słuchajcie, to jest postawa wymagająca, ale dająca ogromną satysfakcję”. Naprawdę warto dawać dobry przykład we wszystkim: w życiu prywatnym, publicznym, społecznym, religijnym, aby pokazać, że faktycznie istnieje inna, lepsza droga.
Szczególnie w dzisiejszych czasach bardzo ważne jest to, żeby dawać świadectwo swoją postawą. Należy pokazywać, że chrześcijanin to osoba, która sama sobie narzuciła trudniejsze życie tu na ziemi. To jest tak, jak z wy- chowaniem dzieci: poświęcamy się im po to, żeby miały lepiej.
Tak samo podejmujemy decyzje pozornie utrudniające nam życie, bo nie idziemy na skróty tak jak ci, którzy nie znają ograniczeń, skrupułów i własnych postanowień. Mimo że nie jest nam łatwo, to właśnie przez to nasze życie ubogaca się i wzmacniamy się duchowo. W związku z tym powinniśmy ukazywać tę rzeczywistość, udowadniać, że to nie są tylko słowa i deklaracje „na papierku”, ale każdy nasz dzień jest tego dowodem.
„Być” czy „mieć”?
Kiedy ktoś wie już coś o życiu, był w kilku miejscach zawodowo i poznał skomplikowane mechanizmy, często bardzo brudne, które rządzą światem i sprawiają, że nagle ktoś osiąga szczytową karierę, choć niewiele za tym przemawia, to trudno się cieszyć. Zwłaszcza kiedy jest się człowiekiem, który nie idzie na skróty, a wręcz odwrotnie, stara się kroczyć trudną, wyboistą ścieżką, prowadzącą cały czas pod górę.
Często narzekam na wiele rzeczy, bo widzę, jak wszystko jest źle skonstruowane, jak bardzo my okazujemy się bezradni, jak często stajemy się sami sobie niewierni. Obiecujemy jedno, a czynimy drugie – wystarczy zobaczyć, jak niejednokrotnie już po roku małżeństwa ludzie się zdradzają i uważają, że to coś normalnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.