- Nie wiem, kiedy jest dzień i noc, wchodzę w kałuże, spadam z krawężników. Najbardziej przeszkadza mi jednak to, że nie widzę twarzy ludzi, którzy idą naprzeciw mnie - mówi Beata Wawerska.
Świadek
Władysław Walski
– Cierpię na zanik nerwu wzrokowego. Wzrok traciłem stopniowo. To była trudna sytuacja, ale wiele modliłem się do Ducha Świętego, prosząc o dar męstwa. Kończyłem zasadniczą szkołę kolejową, prowadziłem przez kilka lat gospodarstwo rolne. Przez 42 lata pracowałem w spółdzielni niewidomych. Zawsze dobrze czułem się wśród maszyn. Jestem tatą, od roku dziadkiem. Kiedyś przeżyłem swoje spotkanie z Jezusem i odtąd nie mogę o Nim nie mówić. Jestem członkiem Odnowy w Duchu Świętym, należę też do Domowego Kościoła w Ruchu Światło-Życie (ostatnio z małżonką zostaliśmy animatorami). Często służę innym modlitwą wstawienniczą. Pan Jezus powiedział niewidomemu, że jego choroba jest po to, by objawiła się na nim Boża chwała. Może dla kogoś to dziwnie zabrzmi, ale ja też tak przeżywam swoją niepełnosprawność, jako dar Boży.
Pełni światła
Siostra Maria Szymona Marczak, elżbietanka ze Świętej Katarzyny, z osobami niepełnosprawnymi zaprzyjaźniła się jeszcze jako uczennica szkoły średniej w Miliczu. Spotkania, wspólne wyjazdy, rozmowy nie pozostały bezowocne.
W liceum pomagała siostrze katechetce jako wolontariuszka w opiece nad dziećmi z przedszkola integracyjnego, w przygotowaniu spotkań dla osób niepełnosprawnych i ich rodziców. – Poznałam w tym czasie niewidomą dziewczynę, pełną radości, optymizmu, pomysłów, energii do wszystkiego – opowiada. – Razem z nami jeździła na rekolekcje, śpiewała w zespole przy parafii. Potrafiła świetnie odnaleźć się w naszej wspólnocie – tak bardzo zwyczajnie, naturalnie. A przy okazji uczyła nas siebie, swojej niepełnosprawności. Otworzyła mi oczy na zupełnie inne postrzeganie świata. Widziałam, ile wysiłku wkłada w rzeczy, które mnie nie sprawiają większego problemu.
W siostrze Szymonie zrodziło się pragnienie, by być blisko ludzi niepełnosprawnych. – Zdecydowałam się na studiowanie pedagogiki specjalnej, a swoją pracę magisterską pisałam na temat aspiracji życiowych osób niewidomych i niedowidzących – mówi. – Praktyki w szkole dla dzieci niewidomych i niedowidzących czy wywiady z takimi osobami przeprowadzane na potrzeby pracy były i są dla mnie nadal ważnym doświadczeniem. Nie tylko jako pedagoga specjalnego czy teraz jako siostry zakonnej, ale przede wszystkim jako człowieka. Ich opowieści bywały czasami wręcz szokujące – ukazywały jak bardzo muszą walczyć, by zdobyć upragniony cel. Jednak budziły zachwyt, podziw nad zaradnością, hartem ducha tych ludzi. Często mieszkają sami, studiują, pracują. Bywają bardzo utalentowani muzycznie – grają na jakimś instrumencie, komponują, niektórzy pięknie śpiewają, wydają swoje autorskie płyty.
Wśród rozmówców s. Szymony była niewidoma studentka anglistyki, która już w czasie studiów pracowała, udzielając korepetycji, czy mężczyzna, który prowadzi audycje radiowe, koncertuje w Polsce i nie tylko. – Poznałam też na przykład bardzo miłą panią pozbawioną rogówek ocznych z powodu nowotworu, pracującą jako psycholog. Po roku dowiedziałam się, że niestety zmarła – wspomina.
Siostra dodaje, że nie spotkała wśród osób niewidomych ludzi żyjących w buncie wobec swojej niepełnosprawności, choć na pewno dopadają ich różne kryzysy. – Niektórzy mówią, że oni żyją w ciemności, a ja wiem, że ci ludzie są pełni światła, którego często brakuje nam, widzącym – mówi. – Idą w stronę słońca. A nas uczą patrzeć oczami serca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).