Niektórzy mówią, że cierpienie jest karą za grzechy. Trudno mi się z tym zgodzić, choć jednocześnie muszę przyznać, że nierzadko jest grzechu konsekwencją.
Cierpienie, zarówno w swojej fizycznej jak i duchowej formie, zawsze rodzi w człowieku pytanie o źródło, cel i sens. Od niemal początku filozoficznej refleksji towarzyszyło ono człowieczemu życiu, i mimo rozlicznych prób, po dziś dzień zdaje się nie znajdować odpowiedzi. Nie da się ukryć, że owa bezskuteczność poszukiwań filozofów sama w sobie jest niezwykle zastanawiającym fenomenem. W kontekście dynamicznego rozwoju cywilizacyjnego, brak odpowiedzi na postawione pytanie męczy zaś szczególnie.
Niektórzy mówią, że cierpienie jest karą za grzechy. Trudno mi się z tym zgodzić, choć jednocześnie musze przyznać, że nierzadko jest grzechu konsekwencją. W dodatku jest konsekwencją, którą ponoszą inni ludzie, a nie sam grzeszący. Jakże często bowiem jest tak, że grzesznik zdaje się być człowiekiem sukcesu. Swoją drogą, w Piśmie świętym po wielokroć daje się słyszeć wezwanie, by tego sukcesu ludziom nieprawym nie zazdrościć, ponieważ prędzej czy później sprawiedliwości stanie się zadość. Oczywiście, gorączkowa, niecierpliwa ludzka natura domaga się kary natychmiastowej, ale logika Boga – na szczęście – jest inna.
Także cierpienie związane z chorobą może być konsekwencją grzechu – chociażby zaniedbania troski o zdrowie, nieuwagi, czy różnych działań wprost zdrowiu szkodzących, choć uczciwie powiedzieć trzeba, że tak być nie musi. Choroba i związane z nią cierpienie może pojawić się zupełnie od ludzkiego działania niezależnie. I co wtedy? Czy to oznacza – jak twierdzą niektórzy – że Bóg człowieka nie kocha, że się o niego nie troszczy, a jeśli nawet, to najwyraźniej Mu nie wychodzi?
Bunt, gniew i pretensje wobec Boga wyrażone w takich czy podobnych słowach nie są niczym rzadkim. Są częścią cierpienia, wyrazem głodu sprawiedliwości, pragnienia, by było po prostu dobrze. Jednakże życie jest nierozerwalnie związane z cierpieniem. W szerszej, teologicznej interpretacji świata, każde cierpienie jest związane z grzechem człowieka, począwszy od choroby po trzęsienia ziemi, ponieważ całe stworzenie doświadcza konsekwencji odwrócenia się człowieka od Boga. Duchowy związek, łączący wszystkie stworzenia, sprawia, że każdy grzech ma swoje społeczne, dalsze konsekwencje. Ten sam związek daje nam też wszystkim nadzieję, ponieważ owoce odkupienia przez Chrystusa też mogą dotknąć nas wszystkich.
Przywołanie Osoby Syna Bożego jest tu niezwykle ważne. W Nim Bóg pokazuje, że towarzyszy nam w cierpieniu, że sam jest jego uczestnikiem. Nie odbiera bólu, nie zabiera od nas krzyża, ale sam cierpi. Jednocześnie nadaje cierpieniu sens, właśnie przez złączenie go z dziełem odkupienia.
Można zatem powiedzieć, że chociaż u źródła cierpienia stoi ludzki grzech, o tyle cierpienie odnajduje swój sens nie w koncepcji sprawiedliwej, należnej za grzech kary, ale w miłości towarzyszącego człowiekowi Odkupiciela. I chociaż ta obecność nie likwiduje bólu a cierpienie pozostaje, przez pryzmat miłości na cierpienie można spojrzeć jako na dar: zaproszenie do szczególnej wspólnoty z Chrystusem.
To nie znaczy, że wówczas przestaje być trudno. Bł. Jan Paweł II pisał w Liście o cierpieniu z rozbrajającą szczerością kogoś, kto zna problem od środka, że „cierpienie zawsze jest próbą, czasem nad wyraz ciężką próbą, której zostaje poddane człowieczeństwo” (SD 23). Nie każdy tę próbę przejdzie pomyślnie, i bynajmniej nie chodzi tylko o samego dotkniętego chorobą człowieka. W nie mniejszym stopniu chodzi o tych, którzy są wokół niego: czy wobec cierpienia bliźniego zatrzymam się i pochylę, pomogę i potowarzyszę, czy też – zajęty swoimi sprawami – pójdę dalej. Ileż to razy zdarzyło się, żeśmy ów test jakości zawalili! Ileż to razy zabrakło w naszych sercach decyzji, by zrezygnować z siebie na rzecz cierpiącego człowieka.
Tak oto dopełnia się swoisty krąg życia: od grzechu, poprzez cierpienie, do umacniającej łaski i do wezwania do ofiarnej posługi – przez modlitwę wstawienniczą, przez ofiarowanie swojej choroby za innych, ale też przez czuwanie i opiekę nad potrzebującym pomocy człowiekiem. To jest krąg życia, którego źródłem i kresem jest Bóg. I jakkolwiek Jego odpowiedź na tajemnicę cierpienia nie służy intelektualnemu zrozumieniu lecz raczej moralnemu wzrostowi człowieka – Bóg odpowiedź na pytanie o sens cierpienia daje. To miłość.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.