Grzech nie balować
Bez alkoholu, w świetnych humorach i to do czwartej rano? Chrześcijańskie bale są coraz popularniejsze. Roman Koszowski/ GN

Grzech nie balować

Komentarzy: 1

Agata Ślusarczyk; GN 4/2012 Warszawa

publikacja 18.02.2012 07:00

Taneczne zabawy organizują coraz częściej parafie, wspólnoty, a nawet kościelne… rozgłośnie. Dlaczego? Bo żaden DJ nie porwie do tańca tak dobrze jak Boży duch.

Także po warszawsku
Jak na karnawał przystało, nie obędzie się bez odpowiedniego stroju. – Panowie mogą tańczyć w kaszkiecie, czerwonej apaszce czy niedopitej kamizelce. Panie mogą do czarnej sukienki dobrać dodatki w stylu art déco, wymodelować włosy, założyć kabaretki. I gotowe – radzi Piotr Otrębski, varsavianista i dziennikarz Radia Warszawa. A gdy szafa zawiedzie, strój zawsze można wypożyczyć. Koszt na trzy dni od 40 do 120 zł. Dobra zabawa – bezcenna.

Jak bawiła się Warszawa?
Piotr Otrębski, varsavianista, autor audycji w Radiu Warszawa „Tu była Warszawa”

– O tęsknocie za karnawałem pisał już przed wojną Franciszek Galiński. W czasach mniej i bardziej pomyślnych okres ten warszawiacy spędzali na balach, redutach i przeróżnych zabawach. Wyższe sfery w noc sylwestrową i w karnawale bawiły się w eleganckich miejscach. Do takich już od XIX wieku należały m.in. resursy: obywatelska (dziś Dom Polonii, ul. Krakowskie Przedmieście 64) i kupiecka (dziś ambasada Belgii, ul. Senatorska 34). Tak zwane towarzystwo szemrane bawiło się nie gorzej, a najpewniej po wielekroć lepiej – tu etykieta nie obowiązywała. Wesoło hołubce wywijano na przykład w lokalach wolskich: na Złotej Sali, czy Pod Trzema Koronami. Szczególnym rodzajem zabaw były reduty. W XIX wieku odbywały się one m.in. na Placu Krasińskich. W tym wypadku zasady były określone, i tak w ich myśl kobiety występowały obowiązkowo w maskach. Nie były to jednak nudne, nadęte spotkania – przeciwnie, na redutach można było sobie prawdziwie pofolgować. Pewnego razu na sali pojawił się jegomość, którego element stroju stanowił sznur… parówek. Na ten widok artyści warszawscy, z Franciszkiem Kostrzewskim na czele, zatarli ręce i delikwenta objedli. Historii takich zna Warszawa wiele.

W karnawale myśl o Poście
O. Marek Blaza, jezuita, wykładowca dogmatyki i teologii ekumenicznej na Bobolanum

– Nie jest tak łatwo wejść w Wielki Post. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy żyjemy szybko i intensywnie. I często dopiero w Środę Popielcową budzimy się i stwierdzamy, że wybuchła woja – postna wojna. Dlatego potrzebujemy czasu na duchową amortyzację – przyzwyczajenie do tego, że będziemy się czegoś wyrzekać i pracować nad sobą. a doskonałym czasem na przygotowanie się na nadejście Wielkiego Postu jest właśnie karnawał. Liturgiczny okres zwykły, kiedy kościół zdejmuje z nas jarzmo różnych obostrzeń i nakazów, może pokazać nam, do czego tak naprawdę nas ciągnie. czy potrafimy wypoczywać i w jakiej formie wyrażamy swoją radość? Aby pomóc wiernym dobrze wejść w Wielki Post, jeszcze przed Soborem Watykańskim II w kościele obowiązywało tzw. przedpoście – okres liturgiczny obejmujący trzy niedziele przed Środą Popielcową. W tym czasie nie obowiązywał jeszcze post, ale fioletowy kolor szat liturgicznych, brak radosnego „Alleluja” i odpowiednio dobrane czytania o nim przypominały. W tradycji bizantyjskiej zwyczaj ten zachował się do dziś. I choć reformy posoborowe zniosły przedpoście, warto dobrze wykorzystać ten czas. bo kto nie podejmie tego trudu przemiany samego siebie, ten poza grób Wielkiej Soboty nie wyjdzie.
 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..