Grzech nie balować

Agata Ślusarczyk; GN 4/2012 Warszawa

publikacja 18.02.2012 07:00

Taneczne zabawy organizują coraz częściej parafie, wspólnoty, a nawet kościelne… rozgłośnie. Dlaczego? Bo żaden DJ nie porwie do tańca tak dobrze jak Boży duch.

Grzech nie balować Roman Koszowski/ GN Bez alkoholu, w świetnych humorach i to do czwartej rano? Chrześcijańskie bale są coraz popularniejsze.

Ósmej edycji Diecezjalnego Balu Dorosłych Ruchu Światło–Życie nie mogą doczekać się oazowicze. Bo i czasu już niedużo zostało. 11 lutego (tekst z 29 stycznia) do Legionowa zjedzie blisko sto par. Wymyślają więc karnawałowe kreacje, dziadkom podrzucają pociechy, a kiedy nikt nie widzi, razem z Shakirą tańczą „Waka Waka”, bo link do teledysku dostali razem wraz z zaproszeniem na bal. Zabawa szykuje się więc murowana. I to nie tylko tam, bo karnawałowe tańce chcą organizować także inne stołeczne wspólnoty, parafie, a nawet instytucje kościelne. W kalendarzach wziętych, stołecznych wodzirejów tego typu  imprez w karnawale jest po kilkanaście. A wszystkie w chrześcijańskim duchu. Trzymaj się więc kto może, bo nie wiadomo, z której strony zawieje wspomniany duch... Jedno jest pewne – zabawa będzie z mocą!

Obyrtka i siup!
Na początek modlitwa. Bo, jak twierdzi wodzirej Rafał Folwarski, „bez Jezusa zabawa się nie uda”. Dalszy scenariusz chrześcijańskich imprez zależy do inwencji prowadzących: wspólne zdjęcie, polonez lub zabawy integracyjne z cyklu „zapoznaj się z osobą, którą najmniej znasz”. No i oczywiście tańce. Niekiedy z ostrą cenzurą muzyczną. – Nie gramy piosenek wulgarnych i niezgodnych z naszą moralnością – mówi Rafał Folwarski. Ale i tak jest się przy czym bawić. Na parkiecie zazwyczaj królują nieśmiertelny rock and roll, Boney M., czy Shakira. Gonitwa disco przerywana jest spokojnymi i wyciszającymi melodiami. Cała sala buja się w rytm nastrojowej pieśni Janusza Radka „Zanim umrę, kochanie” albo przestraja się na inne nuty – żydowskie lub hebrajskie. Zaraz tempo podkręcają integracyjne tańce, np. belgijka czy obyrtka. W zależności od grupy wodzireje puszczają także tańce modlitewne, np. „Raduje się dusza ma” zespołu Mocni w Duchu, do których opracowano specjalne układy taneczne. Spokojnie porozmawiać można za to przy koktajlowych stolikach lub dużych, biesiadnych stołach przegryzając bigosem czy śledzikiem z cebulką. I choć mówi się, że „rybka lubi pływać”, na chrześcijańskich balach alkohol to rzadkość.

Świadek pustego kieliszka
Wspólnota modlitewna Viatores od roku organizuje karnawałowe imprezy. Bawią się na nich jej członkowie, kandydaci do wspólnoty i znajomi wspólnotowiczów – w tym roku, 28 stycznia, odbył się kolejny, pod hasłem „Lata PRL-u”. Był konkurs na najlepszy strój, na stołach królowała sałatka jarzynowa, a z głośników raz po raz leciały kultowe PRL-owskie przeboje. Z rozmysłem zabrakło tradycyjnego elementu minionej epoki – alkoholu. Bo członkowie Viatores są przekonani, że wspólna zabawa to także pole do ewangelizacji. – Nasi znajomi często są zaskoczeni serdeczną atmosferą. I tym, że można bawić się na trzeźwo nawet do czwartej rano – mówi Justyna Tomaszewska ze wspólnoty. I dodaje: – Bal to także okazja do wielu rozmów na temat wiary. A dla nas doskonały sposób na integrację. Bo choć na parkiecie jest kilkadziesiąt osób, to nie wszyscy dobrze się ze sobą znają.

Módl się i tańcz
Dobrodziejstwo karnawałowych bali odkrywają także parafie. – Wspólna zabawa jest także formą duszpasterstwa – uważa ks. Tadeusz Bożełko, proboszcz z parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. I już drugi raz 21 stycznia wspólnie z parafianami zorganizował bal. Poza wiernymi z tego kościoła do wspólnej zabawy zaproszeni zostali także sąsiedni parafianie oraz miłośnicy zielonej dzielnicy. W sumie w Domu Pielgrzyma „Amicus” tańczyło kilkadziesiąt osób. – Jest coś budującego, kiedy ci, którzy wspólnie się modlą i tworzą parafię, mają ochotę także wspólnie się pobawić. Bo to wszystko wpisane jest w ludzką naturę – uważa ks. Tadeusz Bożełko. Do karnawałowej biesiady przygotowują się także dominikanie ze Służewia. 4 lutego o 18.30 w auli o. Jacka Woronieckiego odbędzie się Jubileuszowy Bal Dominikański. Po uroczystym polonezie na klasztornej posadzce będą już po raz trzeci bawić się zarówno parafianie, jak i zakonnicy.

Podziemne klimaty
Pomysłów na konwencję zabawy jest wiele. Można przebrać się za biblijne czy filmowe postacie, zorganizować bal w parafialnej salce czy wynajętej szkole. Ale nikt jeszcze nie wpadł na to, by karnawałowe tańce zorganizować w podziemiach praskiej katedry. 4 lutego o godz. 20 zabawę w nietypowym miejscu chce zafundować swoim słuchaczom Radio Warszawa. Z okazji obchodzonego niedawno 20-lecia, bal odbędzie się w starowarszawskiej konwencji. Klimat „folkloru warszawskiego” przypomną miejskie walczyki i szemrane tanga Stanisława Grzesiuka, a czasy eleganckich bali – przedwojenne piosenki Adofla Dymszy, Eugeniusza Bodo czy Hanki Ordonówny. Będzie także gawęda o przedwojennej Warszawie, konkursy wiedzy o stolicy, no i schab.

Także po warszawsku
Jak na karnawał przystało, nie obędzie się bez odpowiedniego stroju. – Panowie mogą tańczyć w kaszkiecie, czerwonej apaszce czy niedopitej kamizelce. Panie mogą do czarnej sukienki dobrać dodatki w stylu art déco, wymodelować włosy, założyć kabaretki. I gotowe – radzi Piotr Otrębski, varsavianista i dziennikarz Radia Warszawa. A gdy szafa zawiedzie, strój zawsze można wypożyczyć. Koszt na trzy dni od 40 do 120 zł. Dobra zabawa – bezcenna.

Jak bawiła się Warszawa?
Piotr Otrębski, varsavianista, autor audycji w Radiu Warszawa „Tu była Warszawa”

– O tęsknocie za karnawałem pisał już przed wojną Franciszek Galiński. W czasach mniej i bardziej pomyślnych okres ten warszawiacy spędzali na balach, redutach i przeróżnych zabawach. Wyższe sfery w noc sylwestrową i w karnawale bawiły się w eleganckich miejscach. Do takich już od XIX wieku należały m.in. resursy: obywatelska (dziś Dom Polonii, ul. Krakowskie Przedmieście 64) i kupiecka (dziś ambasada Belgii, ul. Senatorska 34). Tak zwane towarzystwo szemrane bawiło się nie gorzej, a najpewniej po wielekroć lepiej – tu etykieta nie obowiązywała. Wesoło hołubce wywijano na przykład w lokalach wolskich: na Złotej Sali, czy Pod Trzema Koronami. Szczególnym rodzajem zabaw były reduty. W XIX wieku odbywały się one m.in. na Placu Krasińskich. W tym wypadku zasady były określone, i tak w ich myśl kobiety występowały obowiązkowo w maskach. Nie były to jednak nudne, nadęte spotkania – przeciwnie, na redutach można było sobie prawdziwie pofolgować. Pewnego razu na sali pojawił się jegomość, którego element stroju stanowił sznur… parówek. Na ten widok artyści warszawscy, z Franciszkiem Kostrzewskim na czele, zatarli ręce i delikwenta objedli. Historii takich zna Warszawa wiele.

W karnawale myśl o Poście
O. Marek Blaza, jezuita, wykładowca dogmatyki i teologii ekumenicznej na Bobolanum

– Nie jest tak łatwo wejść w Wielki Post. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy żyjemy szybko i intensywnie. I często dopiero w Środę Popielcową budzimy się i stwierdzamy, że wybuchła woja – postna wojna. Dlatego potrzebujemy czasu na duchową amortyzację – przyzwyczajenie do tego, że będziemy się czegoś wyrzekać i pracować nad sobą. a doskonałym czasem na przygotowanie się na nadejście Wielkiego Postu jest właśnie karnawał. Liturgiczny okres zwykły, kiedy kościół zdejmuje z nas jarzmo różnych obostrzeń i nakazów, może pokazać nam, do czego tak naprawdę nas ciągnie. czy potrafimy wypoczywać i w jakiej formie wyrażamy swoją radość? Aby pomóc wiernym dobrze wejść w Wielki Post, jeszcze przed Soborem Watykańskim II w kościele obowiązywało tzw. przedpoście – okres liturgiczny obejmujący trzy niedziele przed Środą Popielcową. W tym czasie nie obowiązywał jeszcze post, ale fioletowy kolor szat liturgicznych, brak radosnego „Alleluja” i odpowiednio dobrane czytania o nim przypominały. W tradycji bizantyjskiej zwyczaj ten zachował się do dziś. I choć reformy posoborowe zniosły przedpoście, warto dobrze wykorzystać ten czas. bo kto nie podejmie tego trudu przemiany samego siebie, ten poza grób Wielkiej Soboty nie wyjdzie.