Obywatele kontra maskarada

Im więcej dowiadujemy się o kulisach powstawania ACTA, tym robi się ciekawiej. A opinie, które przypisywano chęci usprawiedliwienia kradzieży przez nieuczciwych internautów, znajdują potwierdzenie w faktach.

Trzy informacje w tym względzie wydają się szczególnie ważne. Pierwsza to orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, że nie można dostawców Internetu zmuszać do instalowania systemu zapobiegającego nielegalnemu pobieraniu plików, gdyż stanowiłoby to naruszenie Karty Praw Podstawowych UE (Polska swego czasu przyjęła tzw. protokół brytyjski ograniczające jej stosowanie). Sprawa dotyczyła wprawdzie firm belgijskich, ale ma ona bezpośrednie odniesienie do ACTA.

Druga z owych szczególnie ważnych informacji to zachowanie specjalnego sprawozdawcy ds. tej umowy w Parlamencie Europejskim, Kadera Arifa, który składając dymisję powiedział „nie będę uczestniczył w tej maskaradzie”. Widać zarzuty o drugim dnie umowy i dla niego nie są bezpodstawne. No i po trzecie – wyszło na jaw, że polski rząd, owszem, umowę konsultował, ale właściwie tylko z instytucjami czerpiącymi zyski z ochrony praw autorów. Coraz wyraźniej widać, że nieufność, z którą korzystający z Internetu podeszli do ACTA, nie wypływa (albo nie tylko) z chęci wzbogacenia się cudzym kosztem ani umysłowych aberracji.

Niestety, Polacy mają chyba szczególnie mało powodów, by ufać państwowym instytucjom. Każdy wie na przykład, że drogówka nie jest od pilnowania porządku na drodze, ale od wlepienia jak największej ilości mandatów. Sporo ludzi doświadczyło, że nie ma co liczyć na państwo, gdy zostanie się oszukanym albo okradzionym, bo organy ścigania zajęte są sprawdzaniem koloru ropy w bakach. Aptekarze wiedzą, że urzędnicy NFZ sprawdzają recepty z linijką w ręku, żeby nie zapłacić za sprzedany chorym lek. A pacjenci kojarzą, że niechęć wobec elektronicznej ewidencji pacjentów może wynikać z faktu, że w systemie jest więcej Polaków, niż to wynika ze spisu powszechnego.

Naród nie jest tak ciemny i nie wszystko kupi. Wie, że w walce z piractwem pracownicy instytucji zajmujących się ochroną praw autorskich chodzą po zakładach fryzjerskich i warzywniakach, by pobrać opłaty za włączone radio czy odtwarzacz CD. Dlatego nie za bardzo ufa, że nowa międzypaństwowa umowa nie otworzy furtki dla bezwgzlędnego żądania wielkich odszkodowań za drobiazgi, a przy okazji mocno ograniczy prywatność internautów. Obywatele po prostu wiedzą, że prawa są nie po to, żeby było dobrze, ale żeby można było robić wielkie interesy nawet za cenę krzywdy maluczkich.  

Przesada? Być może. Dopóki jednak zamiast uczciwych debat urządza się maskarady zawsze istnieć będzie uzasadnione podejrzenie, że nowe prawa mają chronić nie dobro wspólne, ale czyjeś interesy. Czy będzie chodziło o prawa autorskie, ulgi podatkowe, koncesje, obowiązkowe szczepienia czy pozwolenie na in vitro.
 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11