- Do wyjazdu na misje trzeba dojrzeć. Tam, daleko od domu, zastaniemy prawdziwe życie, a nie pole do teoretycznych rozważań – mówi Magdalena Rogalewska.
Był 6 sierpnia 2009 roku, gdy Magdalena Rogalewska wsiadała w Warszawie do samolotu. Celem jej podróży była Lusaka, stolica Zambii. I choć wcześniej czytała przewodniki, oglądała filmy o Afryce, uczestniczyła w wielu spotkaniach przygotowawczych, to jednak rzeczywistość Czarnego Lądu codziennie ją zaskakiwała.
Pragnienie ukryte w sercu
Od zawsze marzyła, by być misjonarką. Przez długi czas jednak nikomu o tych marzeniach nie mówiła. Ale gdy z biegiem lat stawały się one coraz bardziej wyraźne, a koniec studiów zbliżał się wielkimi krokami – postanowiła działać. Jako osoba świecka szukała organizacji, w której mogłaby się włączyć w działania misyjne. Wybór padł na warszawski Salezjański Ośrodek Misyjny, prowadzący projekt „Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco”, przeznaczony dla osób od 21 do 35 lat.
Co miesiąc Magda jeździła do Warszawy na spotkania z innymi wolontariuszami, misjonarzami, psychologiem, lekarzem medycyny tropikalnej. Wreszcie zadecydowała: wyjedzie na rok do Zambii. Co na to rodzina? – Obawiali się, to naturalne, ale wiedziałam, że będą mnie wspierać. Zresztą, wszystko było tak zorganizowane, że moi rodzice byli spokojni o moje bezpieczeństwo – wspomina z uśmiechem.
Dni pełne pracy
Na misjach najbardziej liczy się nie wykształcenie, ale chęć do pracy. A tej nie brakuje. Zambijska przygoda Magdy – absolwentki zarządzania i ekonomii – rozpoczęła się od zorganizowania kursu komputerowego dla dziewcząt z liceum sióstr salezjanek. Potem pojawiły się kolejne zadania: pomoc w finansach szkolnych, korespondencja ze sponsorami i darczyńcami dzieła „Adopcja na odległość”. To jednak nie wystarczało ambitnej misjonarce. – Z czasem stwierdziłam, że chciałabym spróbować zajęć z dziećmi. Zaczęło się od jednej dziewczynki, która zaczęła do mnie przychodzić na korepetycje z matematyki. Wkrótce dołączyły następne. A potem zorganizowałam lekcje wspólnego czytania, klub dla najmłodszych dzieci, w którym mogły spędzać czas po lekcjach. Starałam się po prostu być blisko moich podopiecznych – uśmiecha się wolontariuszka. Z radością i wzruszeniem opowiada o ludziach, których spotkała. Podkreśla, jak bardzo różnią się od Polaków swoim optymistycznym podejściem do życia, mimo problemów, z jakimi się borykają. A największe z nich to choroby, m.in. AIDS, osierocenie, rozbite rodziny, bezrobocie sięgające nawet 70 proc., powszechna bieda. Mimo to Afrykanie często się uśmiechają. – Tego brakuje mi w Polsce najbardziej. Chyba dlatego oceniam tamten rok jako cudowny – dodaje Magda.
Przemiana Teresy
– W Polsce coś robimy, bo chcemy mieć efekt, i to najlepiej jak najszybciej. W Afryce nasza praca czasami w ogóle efektów nie przynosiła. Ale dla Zambijczyków nie liczą się efekty pracy, tylko to, z kim pracują i jakiej atmosferze – wspomina Magda. A jednak w sercu chowa jak skarb jedno wspomnienie: dziewczynki o imieniu Teresa, bardzo trudnej w kontakcie, wręcz agresywnej. – Nie chciała mnie do siebie dopuścić. Wynikało to z ciężkich przeżyć, jakich doświadczała wcześniej. Przeżywałam przez nią trudne sytuacje w szkole, łącznie z tym, że przez nią pierwszy raz się tam popłakałam. To sprawiło, że i ja się od niej trochę odsunęłam. Gdy jednak spostrzegłam, że naprawdę tracimy ze sobą kontakt, zaczęłam do niej przychodzić. I ta Teresa, która wszystkich trzymała na dystans, zaczęła się do mnie przytulać! Teraz pisze do mnie listy. A dla mnie było niesamowite, jak dzięki miłości można zmienić relacje z człowiekiem. Wystarczy komuś pokazać, że się go kocha – nie żądając niczego w zamian – a wtedy dostaje się to samo, czyli miłość – mówi Magda.
Rok szybko upłynął, ale Zambia i jej mieszkańcy pozostali w sercu młodej pomorskiej wolontariuszki. Czasem sprawdza, która może być godzina w Afryce. Myśli, co robią jej przyjaciele na Czarnym Lądzie. Wierzy, że kiedyś dane będzie jej tam powrócić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.