Gdy niemalże wszyscy zastanawiają się, jak to będzie w tym roku na kolędzie, mieszkańcy tej parafii czekają na kolejny Adwent.
Walące się sklepienie kościoła parafialnego w Witoszowie Dolnym przewróciło do góry nogami plany remontowe i duszpasterskie całej parafii. Walka o ministerialne dotacje wymusiła bowiem zmianę terminu wizyty duszpasterskiej. Groźba katastrofy budowlanej przeorganizowała haromonogram posługi sakramentalnej, a sam proboszcz ks. Jarosław Lipniak musi mnóstwo czasu poświęcić na uruchamianie kontaktów, pilnowanie terminów i wędrówkę po urzędach. A przecież nie przestaje być duszpasterzem i… dusz rybakiem.
Za dwa miesiące
– Kosztorys prac ratujących nasz kościół przed ruiną opiewa na kwotę 2 mln złotych i mógłby podciąć nam skrzydła – oceniają Dorota i Damian Nowakowscy, parafianie. – Jednak nasz proboszcz nie pozwolił nam na bezradne rozkładanie rąk. Poprosił o wsparcie, modlitwę i wyrozumiałość, ponieważ trzeba było zreorganizować sposób funkcjonowania parafii – mówią i sięgają po list, jaki każda rodzina otrzymała od proboszcza. Na dwa miesiące przed Adwentem było wiadomo, że kolęda w tym roku będzie w innym niż dotychczas stylu i terminie. Wprawdzie są rejony w Polsce, gdzie wizyta duszpasterska zaczyna się już w Adwencie, jednak na Dolnym Śląsku jest to niespotykane. – Przyjęliśmy to ze spokojem i zaciekawieniem – mówią Nowakowscy. – Bo przecież istota odwiedzin pozostała bez zmian, chociaż okoliczności rodziły pytania o klimat tej wizyty, którą już chyba trudno nazywać kolędą… – uśmiecha się Dorota i zauważa, że dla ich dzieci (najstarsze idzie do I Komunii Świętej) tak wczesna „kolęda” nie stanowiła żadnego problemu. Przyjęli ją zupełnie naturalnie.
W tym roku pomysł na adwentowe odwiedziny duszpasterskie ma jeszcze jedno uzasadnienie: wczesne, bo zaczynające się już w połowie stycznia, ferie zimowe. Rodzi się więc pytanie, co zrobić z kolędą, kiedy spora grupa dzieci wyjedzie na odpoczynek. Zawieszać? Przekładać? Spinać się w szaleńczym tempie, żeby zdążyć do ferii? Czy raczej udawać, że nie ma problemu, chociaż rok wcześniej apelowało się, żeby podczas kolędy rodzina była w komplecie?
„E” jak ewangelizacja
O nowej ewangelizacji od pewnego czasu mówi się sporo. Nie bardzo chyba jednak wiadomo, jak ma ona wyglądać. Idea jest jasna: odnowić wiarę w laicyzujących się społeczeństwach, a wierzących zapalić do autentycznego świadectwa i odwagi wierności. – Ksiądz do tej pory był przede wszystkim pasterzem, tzn. opiekował się „Pańskim stadem”. Prowadził je na „zielone łąki” sakramentalnego pokarmu i do „ożywczych źródeł” nauki, moralności i miłosierdzia – mówi ks. Jarosław Lipniak. – Widać jednak, że to nie wystarcza. Wierni nie tyle tracą wiarę w Boga, co przestają Mu ufać, nie rozumieją, czym jest posłuszeństwo w wierze i relatywizują autorytet Kościoła. Słowem, robią sobie Boga na swój obraz i swoje podobieństwo, a Kościół traktują jak instytucję usługową, w której nie znajdują dla siebie miejsca i z którą się nie identyfikują – dodaje i kontynuując, opowiada o swojej wizji kapłańskiej posługi. – Nie mogę być tylko pasterzem, muszę być jeszcze rybakiem, czyli tym, który łowi dla królestwa niebieskiego. A sieć, która się do tego nadaje, koniecznie musi być zrobiona z uwzględnieniem współczesnych technologii, języka i zwyczajów – podkreśla. I opowiada o najnowszej swojej akcji: niedzielny SMS.
Sny niespokojne
– Podczas rozmowy z rodzinami, których nie widuję w naszym kościele, pytam o przyczynę absencji. Często słyszę o roztargnieniu, braku zorganizowania czy motywacji. Wtedy proszę o numer telefonu komórkowego. „Po co?”, pytają. „Chętnie wam przypomnę o Mszy św.”, odpowiadam – uśmiecha się proboszcz. I tak ponad 50 rodzin otrzymuje w niedzielę rano SMS od proboszcza z cytatem o wartości Mszy św. i zaproszeniem do udziału w modlitwie. Efekt? Ponad połowa z nich odwiedza Pana Jezusa w kościele parafialnym. – Nawet bez tych ostatnich radości z odnalezionych zgub nasza frekwencja to ponad 50 proc. uczestniczących w niedzielnej Mszy św. i pewnie mógłbym sobie odpuścić dodatkowe starania, ale mnie nie daje spokoju, że ta druga połowa zostaje w domu. Trzeba ich łowić, bo przecież rybakami ludzi jesteśmy – dopowiada proboszcz.
Zresztą parafia słynie także z tego, że zostało w niej niewiele par żyjących w związkach niesakramentalnych (mimo że mogą je zawrzeć). To wynik m.in. kolędowej promocji: jeśli w ciągu pół roku weźmiecie ślub, to proboszcz funduje wam koszty ślubu i organisty, a na nową, bo Bożą drogę małżeńskiego życia otrzymujecie bonus w postaci butelki wina z Kany Galilejskiej.
Co jeszcze? Kolęda to dobra okazja, żeby zapytać o lekcje religii (ale trzeba mieć wykazy nieuczęszczających na nią parafian) albo o to, dlaczego jeden z parafian propaguje satanizm na swojej stronie internetowej. Poza tym proboszcz sondował, czy w maju mieszkańcy chcieliby przyjąć do swych domów figurkę Wambierzyckiej Królowej Rodzin i przekonał pewną rodzinę do ofiarowania 10 arów ziemi pod kościół, który stanie kiedyś w Komorowie. Wystarczy! – jak na jedną adwentową kolędę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.