W ich kaplicy Dzieciątko wystawione jest przez cały rok – po to, by bez przerwy wpatrywać się w tajemnicę wcielenia Boga. On, jak dobry Ojciec, cały czas troszczy się o swoje małe dzieci. Przychodzi do nich cicho i dyskretnie, w zwykłej codzienności. Żeby dostrzec znaki, jakie im daje, trzeba mieć szeroko otwarte oczy.
Bożej opieki doświadczamy nieustannie! – mówią zgodnie małe siostry Jezusa, ubrane w błękitne stroje mniszki, z błękitną chustką przewiązaną na głowie i z prostym krzyżem na szyi. Nie ma na nim wizerunku Jezusa, lecz małe serce – symbol Miłości, która dała się ukrzyżować. – Także ostatnio, gdy remontowałyśmy nasze mieszkanie, bez Jego pomocy i osób, które stawiał nam na drodze, po ludzku nie dałybyśmy rady. Nawet firanki spadły nam z nieba – uszyła nam je i podarowała sąsiadka. Dziękujemy! Bywa też, że dostajemy od różnych osób kwiaty do kaplicy czy kawę, którą lubimy pić. Wiemy jednak, że nie zawsze będą się spełniały wszystkie nasze pragnienia i marzenia – przekonują.
Kwiatek od Pana Boga
Jak tłumaczą, to, że Bóg nas kocha i może dać nam wszystko, co tylko zechce i co będzie dla nas najlepsze, można zrozumieć dopiero wtedy, gdy w sercu człowieka dojrzeje prawdziwa relacja miłości do Ojca. – Czasem czuję się nawet nieco zawstydzona, że On tak bardzo mnie obdarowuje. Zdarza się, że nie zdążę Go o coś poprosić, a Bóg już usłyszał to, o czym dopiero myślałam – opowiada mała siostra Krystyna Klara, odpowiedzialna za krakowską, 4-osobową obecnie wspólnotę. – Kiedyś mieszkałam we wspól- nocie w Kostomłotach, na wschodzie Polski. Gdy pewnego razu wracałam do naszego domu, dopadała mnie ulewa. Będąc w busie, myślałam, jak dojdę do domu, bo kilkukilometrowe pole, które musiałam przejść, zamieniło się w wielkie błoto. Nie miałam też parasola. Gdy wysiadłam z busa, pojawił się samochód, a w nim znajomy, który, widząc mnie, zaprosił do środka, zawiózł na miejsce i pojechał w swoją stronę – wspomina z radością s. Krysia. Innym razem Bóg podarował jej... piękny kwiatek. – Miałam wtedy kiepski dzień, bardzo potrzebowałam usłyszeć coś miłego. Pracowałam w barze, na zmywaku, więc byłam niewidoczna, a koleżankę, która była kasjerką, klienci ciągle zagadywali. Wracając do domu, minęłam bezdomnego mężczyznę, a on podniósł się nagle i krzyknął: „To dla siostry!”. Wręczył mi kwiatek... To Pan Bóg, posługując się ubogim, bezdomnym człowiekiem, postanowił pokazać mi, że zawsze o mnie pamięta. Byłam wtedy bardzo wzruszona – opowiada s. Krysia. Z kolei małej siostrze Teresie Marii ktoś ukradł kilka lat temu etui z okularami. To też – paradoksalnie – było prezentem od Pana Boga. – Inaczej nie poszłabym do okulisty. A u lekarza okazało się, że mam jaskrę! – mówi i dodaje, że dawno temu przestała się również martwić o finanse. – Gdy remontowałyśmy mieszkanie, nie wiedziałyśmy, czy będziemy mieć odpowiednią kwotę, a przecież trzeba było zapłacić robotnikom. Pan Bóg wiedział jednak, ile nam trzeba i na koncie ostatecznie było dokładnie tyle. Nie mniej i nie więcej! Zauważamy też, że gdy dzielimy się z innymi tym, co mamy, a mamy niewiele, dostajemy dwa razy więcej – opowiada.
Siostry z sąsiedztwa
Zgromadzenie Małych Sióstr Jezusa zostało założone w Algierii 76 lat temu, 8 września 1939 r., przez Magdalenę Hutin (1898–1989). Powstało w oparciu o duchowość bł. brata Karola de Foucauld (1858–1916), który całym swoim życiem chciał „krzyczeć Ewangelię”. Mała siostra Magdalena tak bardzo zafascynowała się jego życiem, że i w swoim sercu odkryła bezgraniczną miłość do Jezusa i pragnienie adoracji Pana, a także miłość do Jego braci najmniejszych. Na Saharze, gdzie wyjechała, mając 40 lat, chciała żyć w ukryciu, jak Mistrz z Nazaretu, a założona przez nią wspólnota miała być małym koczowniczym zgromadzeniem, żyjącym kontemplacją Jezusa pośród ubogich muzułmanów. W 1964 r. wspólnoty małych sióstr Jezusa zaczęły pojawiać się w różnych zakątkach świata. Obecnie na wszystkich kontynentach, w 70 krajach, istnieją ok. 274 kilkuosobowe wspólnoty (w tym 6 w Polsce). S. Magdalena przez wiele lat podróżowała bowiem niestrudzenie, odwiedzając kolejne kraje – także te znajdujące się wówczas za żelazną kurtyną. Chciała, by i tam – wśród marksizmu, komunizmu i ateizmu – rozkwitało apostolstwo miłości i adoracji. W ten sposób, w 1957 r., dotarła do Polski. Wkrótce powstała tu pierwsza, mała i rozproszona jeszcze wspólnota – jedna z sióstr mieszkała w Krakowie, druga w Warszawie, a trzecia – w Lublinie. Później, gdy wśród sióstr pojawiły się też Polki, s. Magdalena zdecydowała, że powinny zamieszkać w Krakowie, w Nowej Hucie, w nowo powstałej dzielnicy, która w zamyśle komunistycznych władz miała być „bez Boga”. Zależało jej, by małe siostry swoim życiem pośród robotników i pracą wykonywaną razem z nimi – także w kombinacie – dyskretnie niosły ludziom Jezusa, promieniując swoją więzią z Nim. – Nasza założycielka spotkała wówczas ks. Józefa Gorzelanego, budowniczego Arki Pana, który powiedział, że będzie się cieszył, jeśli małe siostry osiądą w Nowej Hucie i że za rok może znajdzie im mieszkanie – swoje własne, bo wtedy przejdzie już na emeryturę. Tak też się stało, a jedna z sióstr rzeczywiście pracowała wtedy w kombinacie – opowiada s. Teresa Maria. Niebawem minie 30 lat, odkąd „błękitne mniszki” pojawiły się na os. Centrum A, nieopodal pl. Centralnego. Dziś nikogo już nie dziwi, że mieszkają po sąsiedzku, w bloku, a w swoim skromnym mieszkaniu mają kaplicę z Najświętszym Sakramentem. Obecnie nowohucką wspólnotę tworzą 4 siostry: Krystyna Klara, Teresa Maria, Małgorzata Marta i Elżbieta Helena.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przed odmówieniem modlitwy Anioł Pański Papież nawiązał także do „brutalnych ataków” na Ukrainie.
Msza św. celebrowana na Placu św. Piotra stanowiła zwieńczenie Jubileuszu duchowości maryjnej.
„Bez faktów nie może istnieć prawda. Bez prawdy nie może istnieć zaufanie.