Abp Henryk Hoser sprostowuje oszczerstwa publikowane przez „Newsweek” na jego temat. Przeciwstawia się też kłamliwej kampanii jakoby Kościół był bierny wobec w ludobójstwa w Rwandzie. Tłumaczy ponadto, że nigdy nie groził ekskomuniką za in vitro.
A oto pełen tekst wywiadu KAI z abp. Henrykiem Hoserem, biskupem warszawsko-praskim, przewodniczącym Zespołu ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski:
KAI: „Newsweek” w artykule Aleksandry Pawlickiej: "Karząca ręka Boga" (nr 27/2013) stawia Księdzu Arcybiskupowi zarzut, że pełniąc rolę nuncjusza apostolskiego w Rwandzie milczał wobec dokonywanego tam na masową skalę ludobójstwa w 1994 r.
Abp Henryk Hoser: Ta informacja jest nieprawdziwa, jak zresztą większość zawartych w tym tekście. Pani Pawlicka pisze jakobym w czasie ludobójstwa w Rwandzie pełnił funkcję nuncjusza apostolskiego. Tymczasem - podczas ludobójstwa, które trwało w Rwandzie od początku kwietnia do lipca 1994 r. - w ogóle mnie tam nie było. Na początku września 1993 r. wyjechałem z Rwandy, aby odbyć tzw. rok formacyjny. Przez pierwsze trzy miesiące przebywałem w Jerozolimie, następnie na stażu ultrasonografii w Warszawie w Szpitalu Bródnowskim, a wreszcie w Rzymie na intensywnym kursie języka włoskiego. Do Rwandy powróciłem dopiero na początku sierpnia 1994 r., kiedy fala ludobójstwa wygasła. Poza tym nigdy nie byłem nuncjuszem apostolskim.
W tym okresie nuncjuszem apostolskim w Rwandzie był dzisiejszy kardynał Giuseppe Bertello. Jednak - wraz z innymi ambasadorami - opuścił on Rwandę na początku narastających aktów ludobójstwa w kwietniu 1994 r.
Kiedy, w ramach wspomnianego roku formacyjnego, wiosną 1994 r. przebywałem w Rzymie, zostałem mianowany ekspertem na pierwsze zgromadzenie Synodu Biskupów dla Afryki. Rozpoczęło się ono w Watykanie w kwietniu 1994 r. i zbiegło się w czasie z masowymi zbrodniami ludobójstwa w Rwandzie. Na synodzie byłem jedynym przedstawicielem tego kraju, gdyż biskupom stamtąd nie udało się dojechać. Z ław synodu wraz z innymi biskupami, w większości afrykańskimi, obserwowaliśmy to, co się tam działo. Moją rolą – jako misjonarza, który spędził w Rwandzie 20 lat - było wyjaśnianie o co rzeczywiście chodzi.
Co się stało, że nagle plemiona Hutu i Tutsi, żyjące ze sobą przez pokolenia w pokoju, nagle zaczęły się tak okrutnie traktować?
- Ludobójstwo w Rwandzie było przede wszystkim wynikiem trwającej przez 4 lata wojny domowej, która rozpoczęła się 1 października 1990 r. Wojna ta - w dużej mierze o charakterze etnicznym - trwała od czterech lat i następowała stopniowa jej eskalacja. Nikt nie wie, że w 1993 r. milion Rwandyjczyków żyło w obozach we własnym kraju, gdyż zostali zepchnięci z północy przez nacierające oddziały Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego, zdominowanego przez ludność z plemienia Tutsi.
Podjęte zostały próby zakończenia wojny poprzez porozumienie z Arusha, zawarte w 1993 r. przez rząd Rwandy reprezentujący plemię większościowe, ale nie tylko, a Rwandyjskim Frontem Patriotycznym. Kraj został podzielony na trzy strefy: okupowaną przez Rwandyjski Front Patriotyczny, strefę neutralną oraz rządową na południu. Napięcie narastało. Zapalnikiem uruchamiającym wybuch stało się zestrzelenie samolotu z dwoma prezydentami Hutu z Rwandy i Burundi. 6 kwietnia 1994 r. samolot wiozący rwandyjskiego prezydenta Juvénal Habyarimana oraz Cyprien Ntaryamira, prezydenta Burundi, został zestrzelony nad Kigali. Obaj prezydenci zginęli w tej katastrofie. Mimo że nie udało się z pewnością stwierdzić kto stał za tym zamachem, został on odczytany jako jednoznaczny sygnał rozpoczynający masakrę. Bojówki siepaczy rozpoczęły łapanie i mordowanie każdego napotkanego Tutsi lub podejrzanego, że takim jest.
Drugim czynnikiem wspierającym ludobójstwo była decyzja wycofania 3 tys. żołnierzy z Rwandy z misji ONZ - MINUAR. Motywem była prawdopodobnie porażka Amerykanów w Somali, gdzie misja ONZ skończyła się klęską. Wycofanie sił ONZ umożliwiło masowe morderstwa, które trwały przez 3 miesiące. Ludobójstwo trwało przez trzy miesiące: kwiecień, maj czerwiec 1994 r. W początku lipca wojska Patriotycznego Frontu Rwandyjskiego, które przybyły z Ugandy, zajęły stolicę co zapewniło względny spokój. Nie towarzyszyło temu jednak rozwiązanie polityczne i taka sytuacja trwa do dziś. Zwycięskie rządy FPR uprawiają „polityczną poprawność”, daleko posuniętej asymetrii: jedni mordowali, drudzy nie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Leon XIV do abp Wachowskiego: będą cię poznawać nie po słowach, ale po miłości
"Gdy przepisywałam Pismo Święte, trafiałam na słowa, które odniosłam do siebie, do swojego życia".
Nikt nie jest powołany do rozkazywania, wszyscy są powołani do służenia.