O mówieniu po imieniu, szkole jako misji i życiu ze świętą z Anną Marią Martinelli, dominikanką bezhabitową z Krakowa, rozmawia Bogdan Gancarz.
Bogdan Gancarz: Krakowianie przez wieki oswoili się z obecnością klauzurowych mniszek dominikanek w klasztorze Na Gródku. Niektórzy kojarzą również dominikanki z Woli Justowskiej, czyli zgromadzenie zakonne założone przez matkę Kolumbę Białecką. Mało kto słyszał jednak o dominikankach misjonarkach szkoły. W plątaninie uliczek niełatwo trafić do Waszego domu w Bronowiczach Małych. Od kiedy pracujecie w Krakowie?
Anna Maria Martinelli: – Jesteśmy tu od 1 czerwca 2006 r. Wcześniej, w 1989 roku, powstał dom w Lublinie. Wybór Polski jako kolejnego miejsca naszego działania wynikał m.in. z tego, że był to kraj rodzinny papieża Jana Pawła II, który cenił działalność naszej Unii św. Katarzyny ze Sieny Misjonarek Szkoły (dominikanek bezhabitowych). „Bardzo doceniam waszą pracę i wasze szczególne pole działania w Kościele: uczyć, wychowywać, świadczyć o Ewangelii w szkole, sprawiać, aby krążyła ona w sposobie myślenia i mówienia, zwłaszcza wśród młodzieży” – powiedział do nas w 1989 r. W naszym niewielkim, dwuosobowym krakowskim Domu św. Jacka prowadzimy akademik dla studentek studiów dziennych. Odbywają się tu również rekolekcje dla dziewcząt.
Na ulicach nie zwracacie na siebie uwagi, bo nie nosicie habitów. Dlaczego?
– W zgromadzeniu jest obecnie ok. 150 sióstr. Działamy we Włoszech, Indiach, Pakistanie i Polsce. Podstawą naszej działalności jest normalna praca nauczycielska w szkołach państwowych różnych stopni. Uczymy różnych przedmiotów w szkołach świeckich i żyjemy wśród osób świeckich. By lepiej i skuteczniej dotrzeć do ludzi, którzy często są daleko od spraw wiary, nosimy stroje bez zewnętrznych symboli religijnych. W związku z tym zazwyczaj nasze otoczenie (także w miejscach pracy) nie wie, że należymy do zgromadzenia zakonnego. W naszych domach prowadzimy jednak regularne wspólnotowe życie religijne, oparte na modlitwie, uczestnictwie w Eucharystii, nieustannym studiowaniu Pisma Świętego. Ciekawym zwyczajem jest u nas to, że zwracamy się do siebie wyłącznie po imieniu, nie używamy tytułu „siostro”.
Jak powstało Wasze zgromadzenie?
– W 1924 r. założyła je Luigia Tincani (1889–1976), córka profesora języków klasycznych, kuratora oświaty. Sama również była nauczycielką. Obserwując zeświecczenie szkoły, postanowiła, że ten teren stanie się dla członkiń nowego zgromadzenia polem do dawania „świadectwa miłości prawdy chrześcijańskiej”. Zdanie to podzielał papież Paweł VI. „Szkoła to prawdziwe miejsce misji” – powiedział kiedyś do naszych współsióstr. Zafascynowana duchowością św. Dominika i św. Katarzyny ze Sieny, przyjęła ją za fundament zgromadzenia. Dlatego należymy do szeroko rozgałęzionej rodziny dominikańskiej.
Duchowość św. Dominika i św. Katarzyny ze Sieny zafascynowała i siostrę...
– Pochodzę z regionu Trydentu, z wielodzietnej, pobożnej rodziny (miałam czternaścioro rodzeństwa). Ze zgromadzeniem związałam się w wieku 14 lat. Skończyłam studia z filologii klasycznej na uniwersytecie La Sapienza w Rzymie i uczyłam łaciny w liceach w Bolonii, Florencji i Palermo. Po przyjeździe do Polski byłam lektorką języka włoskiego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Teraz zajmuję się głównie prowadzeniem naszego krakowskiego domu. Tłumaczę również teksty kościelne z polskiego na włoski.
Kilka tygodni temu papież Benedykt XVI podpisał dekret o heroiczności cnót Luigii Tincani. Być może już niedługo zostanie ogłoszona błogosławioną. A jaka była na co dzień?
– Miałam szczęście przez 28 lat mojego życia zakonnego znać ją i być obok niej. Luigia Tincani była święta w codzienności. Żyjąc z prostotą, sprawiała, że to, czym zasłużyła na świętość, wydawało się zwykłe i codzienne. Była to jednak zwykła niezwykłość. Bo nie jest to rzecz przeciętna, by jakaś kobieta zakładała nowe zgromadzenie zakonne w Kościele, uniwersytet w Rzymie, akademiki. By pomagała innym zgromadzeniom w promowaniu szeroko rozumianej kultury wśród zakonnic czy zakładała misje w krajach, gdzie przeważa islam czy hinduizm. Ligia Tincani zajmowała się też (z wielkim zapałem!) wychowaniem młodzieży w szkołach państwowych w krajach zachodnich, w czasach, kiedy stawały się one „terenem misyjnym” i gdy wiele zgromadzeń zakonnych ulegało pokusie opuszczenia działalności edukacyjnej, bo stawała się coraz trudniejsza. Skuteczność i intensywność jej działań tłumaczą głębia życia wewnętrznego i duch kontemplacyjny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.