Abp Józef Guzdek o Kościele w Polsce dziś.
Jak powinny wyglądać relacje Kościoła ze światem polityki? Czy w okresie rządów PiS nie popełniono na tym polu błędów? A jak prowadzić dialog z obecnymi władzami, gdyż jest on bardzo trudny?
- Święci i błogosławieni nie przemijają. Nawet po swojej śmierci mają wiele do powiedzenia współczesnym uczniom Chrystusa. Dla mnie takim niezwykłym przewodnikiem był i jest bł. kard. Stefan Wyszyński. Zmieniały się okoliczności zewnętrzne, zmieniali się sprawujący władzę, a on miał jedną receptę dla Kościoła – być wiernym misji, jaką zlecił mu jego Założyciel. Istotą Kościoła jest prowadzenie wiernych do spotkania z Chrystusem. Oznacza to, że jest społecznością nadprzyrodzoną. Nie jest więc żadnym systemem politycznym, ani gospodarczym. Jest społecznością religijną. W jednym z wywiadów, jakiego bł. Prymas Tysiąclecia udzielił red. Jerzemu Turowiczowi, w sposób trafny wyjaśnił, że Kościół jest „powszechną wspólnotą sumień”. Poprzez ukształtowane sumienia można oddziaływać na sumienie rodziny, narodu, struktur zawodowych, gospodarczych, politycznych, zawsze przekazując niezmienną prawdę teologiczną i moralną. Jako taki, przekracza on wszelkie granice i wszelkie więzi doczesne i polityczne.
Błogosławiony Prymas Tysiąclecia przestrzegał przed wiązaniem Kościoła z jakąkolwiek siłą i partią polityczną. Kościół absolutnie nigdy i nikomu nie może zostawiać mandatu, aby go reprezentował lub stał się jego „urzędowym” obrońcą. Kardynał Wyszyński nauczał, że Kościół ma spełniać swoje posłannictwo w warunkach, w jakich się znalazł. Nie może w nikim z ludzi upatrywać swego wroga, ale każdemu człowiekowi ma opowiadać Dobrą Nowinę, nie może więc do nikogo zamykać sobie drogi.
Czy dziś trzeba cokolwiek dodać do tej mapy drogowej nakreślonej przez bł. Prymasa Tysiąclecia?
- To pytanie retoryczne. Oczywiście, że ci, którzy uwierzyli i praktykowali związek tronu z ołtarzem, powinni zrobić sobie dokładny rachunek sumienia i uznać, że zbłądzili. Zaś pozostali powinni czytać Ewangelię, przyjąć i przejąć się wskazaniami bł. kard. Wyszyńskiego, które są ponadczasowe, a więc niezmiennie aktualne. Dialog, jaki prowadził on w imieniu Kościoła w Polsce z ówczesną władzą był jeszcze trudniejszy. Ale nie rezygnował z niego, wszak kochał Boga i Ojczyznę, którą nazywał swoją Matką. Kiedy jednak granica została przekroczona wypowiedział słynne Non possumus. Za wierność Chrystusowi i Kościołowi zapłacił wysoką cenę, ale to on, jak się okazało, miał rację. I chociaż został osadzony w więzieniu, nawet z tego miejsca przypominał, by nie zarazić się nienawiścią, pamiętając o przykazaniu miłości nieprzyjaciół. Innej drogi nie widzę! Osobiście pragnę kroczyć drogą sprawdzoną, którą wytyczył bł. Prymas Polski.
Przypomnijmy historyczne korzenie, które wciąż są tu na Podlasiu silne. Archidiecezja białostocka została zbudowana w dużej mierze na pozostałych w granicach Polski terenach dawnej archidiecezji wileńskiej. Ta spuścizna wciąż jest żywa, w czym się wyraża?
- Kiedy zostałem mianowany metropolitą białostockim, Podlasie było dla mnie regionem niemal zupełnie nieznanym. Dlatego w tamtym czasie starałem się jak najszybciej poznać historię Białegostoku, a zwłaszcza archidiecezji wileńskiej, z której powstała archidiecezja białostocka. W czasie pierwszych trzech miesięcy nawiedziłem wszystkie 116 parafii i spotkałem się z pracującymi tam kapłanami. Niezwykle ciekawe były rozmowy ze starszymi kapłanami, którzy wspominali wydarzenia z życia archidiecezji wileńskiej przekazane im przez księży, którzy kończyli seminarium i byli święceni w Wilnie.
Na początku mojej posługi wiele czasu poświęciłem także na spotkania zwłaszcza ze starszymi mieszkańcami tego regionu Polski, słuchałem ich opowieści o deportacji na Sybir, prześladowaniu w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej, a także o prześladowaniach w trudnym powojennym czasie. Niezwykle wzruszające były ich wyznania o bólu z powodu utraty znacznej części archidiecezji wileńskiej, a zwłaszcza dostępu do sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w Ostrej Bramie po zakończeniu II wojny światowej.
Starsi księża z nostalgią wspominali abp. Romualda Jałbrzykowskiego, który na początku lipca 1945 roku, zgodnie z nakazem władz sowieckich opuścił Wilno i osiadł w Białymstoku. Podkreślali jego wiarę i dynamizm działania w nowej, trudnej rzeczywistości. Opowiadali o tym, że niemal natychmiast w części archidiecezji wileńskiej, która znalazła się w granicach Polski, utworzył podstawowe struktury lokalnego Kościoła: kurię biskupią, seminarium duchowne, sąd czy kapitułę. Podkreślali także jego niezwykłą umiejętność organizowania posługi duszpasterskiej w społeczeństwie wielowyznaniowym, co jest specyfiką naszej archidiecezji.
Do dziś, pomimo upływu wielu już lat, niektórzy duchowni i katolicy świeccy tęsknią za Wilnem, za Ostrą Bramą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Symbioza między ludnością i przywódcą Kościoła katolickiego była natychmiastowa".
Wojna radykalnie zwiększyła potrzeby i po pomoc ustawia się teraz 1500 osób.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).
To nie wojna. T korzystanie z praw zagwarantowanych w konstytucji.