„Wiedziałem, że wkrótce wejdę w kolejny etap życia, nie znając jego treści”.
„W młodości bardzo pragnąłem iść za Jezusem na krzyż i wiele o tym mówiłem. Teraz jestem tam i milczę”.
„Na końcu życia ludzie już niewiele znaczą. Zużyta i zwiędła powłoka ciała ma wartość tylko dla Boga”.
To słowa starych mnichów zapamiętane przez współbraci u schyłku ich życia, kiedy przyszła choroba, słabość, kiedy ma przyjść śmierć. Zanotował je Nicolas Diat w książce „Czas umierania” wydanej przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek. Zapisał też radę, wskazówkę, iż ta mnisia codzienność myślenia o śmierci, pamiętania o zmarłych jest czymś wartościowym, bo odkładać medytowanie o tym na koniec swych dni, kiedy będziemy słabi i zmęczeni – cóż…
Uderzające są te zdania. Uderzające jest też, jak my postrzegamy siebie samych, starość własną – na razie może tylko hipotetyczną– i cudzą, chorobę, spadek witalnych mocy, ten czas, kiedy przestajemy rozpoznawać i innych, i siebie: dotąd spokojny popada w rozpacz; ten, kto słynął z opanowania, już tego nie potrafi; nie pamięta się o tym, o co dotąd się z taką uwagą się dbało…
Radość, że zmartwychwstaniemy, jest w tych ludzkich zmaganiach tak bardzo realna – tak jak realistyczne są krwotoki, zasłabnięcia, upadki na schodach i to pragnienie, żeby i na chwilę przed odejściem być do czegoś przydatnym. Ostatni wypleciony różaniec (tylko jedną, niesparaliżowana ręką), zdrowaśki rozrzucone na całym świecie (odmawiane w kolejną z bezsennych nocy), może ostatnie pogłaskanie kogoś po ręce, ostatni przytomny błysk w oku. Rzeczy, które dostrzega się dopiero potem, z dystansu. I słowa. Te słowa, które zaczynają coś znaczyć w naszych uszach. Bo przecież my już powoli wiemy, co znaczą, zaczynamy wiedzieć: odchodzić, wypuszczać, otwierać się.
*
„Dlaczego niektórzy mnisi są bardziej doświadczeni na końcu życia niż inni? Nie jestem w stanie wyjaśnić panu powodów, dla których Bóg tak nierówno rozdziela ostatnie próby. Być może niektórzy mnisi niosą za innych ludzi lęki i obawy ludzkości. Mój ojciec powiedział mi kiedyś, że nie boi się śmierci. Odparłem, że nie jest to oznaką świętości. Spokojna śmierć niekoniecznie jest najświętsza. Dobrzy mnisi mogą odczuwać lęk w czasie odprawy do nieba. Jak umarli nasi bracia cystersi z Tibhirine? Mamy niemal pewność, że ścięto im głowy. Kto wie, czy się bali? Ich duchowe zmagania musiały być straszne. Szatan jest obecny do ostatnich chwil. Nie traci czujności (…) lubi siać trwogę i rozpacz. Jest potworem pychy. Ale ostatnie słowo należy do Boga. (…) Mnich może umrzeć samotnie; już jest w świętych obcowaniu” (słowa opata z zakonu cystersów wCîteaux).
Słowa o mnichach? Słowa o nas wszystkich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.