Po co nam państwo?

Nie kwestionuję zasady. Raczej poziom ingerencji w życie obywateli.

Reklama

Jest na mojej codziennej drodze do pracy taki kawałek drogi, na którym ostatnimi czasy drogowcy ustawili odcinkowy pomiar prędkości. Normalnie można było jeździć setką, teraz 80. Niby nic takiego, ale… Zwyczajnie niespecjalnie jest tam powód, żeby zwalniać. Zaczyna się toto za zakrętem, na którym zdarzały się wypadki. No fakt, może ludzie widząc znak zwalniają już wcześniej. Potem jest jeden wjazd, potem wjazd i zjazd – na prostej drodze – no i zaraz za końcem ograniczenia możliwość zjazdu. Na wprost, droga wiedzie łukiem w lewo. Po co więc to ograniczenie? Na nitce drogi w przeciwną stronę jest supermarket. Tam ci, którzy się zagapili i przeoczyli zjazd mogą wyczyniać jakieś dziwne manewry, więc ograniczenie ma jakiś sens. Ale w tę stronę?

Uznałbym, że się nie znam, nie rozumiem itd. itp. Tyle że z kilometr dalej, już za dość ostrym, źle wyprofilowanym  zakrętem (ograniczenie do 70) jest koniec ograniczenia. I tam można jeździć setką. Tymczasem łączą się tam dwie ruchliwe drogi, dochodzą wjazdy, pojawiają się zjazdy i ten największy, do centrum Katowic. No jest górka, za którą ni widać. Wszystko na niezbyt długim odcinku. Większość samochodów musi tam choć raz zmienić pas. Jak jest większy ruch, a jest często,  nawet nie da się jeździć  tak szybko. I co? Ano nic. Tam ograniczeni nie ma. Tam widać zauważono, że kierowcy jednak mają rozum…

Dlaczego o tym piszę? Myślę, ze to świetna alegoria tego, jak w Polsce funkcjonuje „prawotwóczość”. „Coś się wydarzyło”, więc trzeba stworzyć takie zasady, żeby się nie wydarzyło. O ile jakiś sens to ma w przypadku katastrof lotniczych, niespecjalnie ma, gdy chodzi o codzienne ludzkie życie. Ot, te ustawy „okołokamilkowe”. „Mające na celu lepszą ochronę dzieci przed przemocą i zapewnienie im kompleksowej pomocy w przypadku skrzywdzenia” – czytam na stronie Rzecznika Praw Dziecka. Ha. Zbyt długo obracam się w środowisku ludzi mających do czynienia z wychowaniem dzieci „z problemami”, żeby nie wiedzieć, jak działają tego rodzaju prawa. Papierologia i procedury sprowadzające mających się zajmować dziećmi do roli urzędników. Oni nie mają myśleć, oni nie mają rozeznawać co i jak. Mają donieść, choćby niczym innym jak donoszeniem z braku czasu mieli się już nie zajmować. Wyjaśnieniem zajmie się kto inny. I będą tak robić, bo w razie czego sąd albo i w mediach opiszą. Tyle że potem będą też w mediach opisywać, jaka krzywda spotkała rodzinę, bo bezduszni urzędnicy i nauczycielka w szkole, bo nie rozumiejący kurator i opiekunka społeczna…

Tego rodzaju praw jest w Polsce więcej. I nie dotyczą jedynie kwestii wychowania. Ot, te wszystkie zasady dotyczące ociepleń budynków, (bo mają być energooszczędne), tego czym już nie wolno palić w piecach (co było cacy jest po paru latach be), segregowania śmieci (choć trzeba być materiałoznawcą, żeby wiedzieć, że karton po mleku to … plastik) i wiele innych. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że to swoiste tresowanie społeczeństwa w posłuszeństwie i budzenie wdzięczności, że czasem jednak władza przymyka oko.

Jednoczenie są takie prawa o których „się zapomina”. I nie myślę tylko o pobłażliwym, wbrew prawu, traktowaniu osób pomagających w nielegalnej aborcji. Ot, taki drobiazg: słyszeliście państwo, żeby motocykliście, którego pojazd ryczy tak, że nocą budzi całą dzielnice, ktoś wystawił mandat? A  gdyby Państwa samochód tak ryczał przeszedłby przegląd techniczny? W razie kontroli policja nie zakwestionowałaby jego stanu?

Byłem ostatnio w Libanie. Tym ponoć niebezpiecznym kraju. Widziałem nie tylko tony śmieci palonych i wyrzucanych do morza. Widziałem ruchliwe ulice, na których jeździ się zamiast dwoma, trzema pasami. Policja się już takimi sprawami nie zajmuje. Bo nie. I nie widać jakoś masy wypadków. Widziałem też oświetlone domy i hotele, choć latarnie uliczne nie świecą. Bo państwo przestało dostarczać prąd. Tak po prostu. Ludzie więc sobie radzą. Fotowoltaika, generatory. Choć te drugie to oczywiście spalana ropa. I tak żyją. Państwo jest im do życia średnio potrzebne. I tak sobie myślę czy my, w Europie, jednak za bardzo naszego życia nie oddaliśmy w ręce państw? A teraz jakichś unijnych komisarzy i przewodniczących? Czy naprawdę to wszystko jest nam w różnych drobiazgach życia potrzebne? Mam wrażenie, że bez ingerencji „zwierzchności” we wszystko co się da, moglibyśmy sobie całkiem dobrze i spokojnie żyć. No ale…

***

Warto przeczytać jeszcze:

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11