Granice. Postawione wobec innych, dla innych, dla samych siebie. Niektóre trzeba przesunąć. O inne zadbać.
Granica. Zastanawiam się czasem, gdzie leży. Bo my wszyscy na ogół życzliwi jesteśmy przecież. Mamy dobre chęci. Porywów serca nie brakuje. Któregoś dnia, na przykład, zamierzamy być uczynni wobec kogoś, dajmy na to X. Działamy, staramy się, wychodzimy krok do przodu. I… I X jakoś nie okazuje się wdzięczny. (Ba, wdzięczny! Nie oczekujemy przecież na podziękowania, choć byłyby w sumie ok.) X nie jest nawet miły! Jest nieufny, niecierpliwy, nic się w tych relacjach nie zmienia na lepsze.
O, jak często zaskakuje nas to, że bliźni jakoś nie doceniają naszych dobrych chęci, dążenia do zmian. Jak byśmy podskórnie właśnie tego oczekiwali: patrzcie państwo, oto katarzyna solecka się stara, aplauz poproszę! A tu opryskliwy ciągle jest opryskliwy, pyszałkowaty nadal drażni, bezdomny śmierdzi, plotki się roznoszą itepe.
Tak więc granice. W którym momencie uznajemy, że już dość, że nie warto? Kiedy nam wolno to uznać? Tuż po poczuciu niewygody, przy własnym narastającym dyskomforcie, przy drgnieniu myśli, że to na nic? Ksiądz Rogowski pisał kiedyś: mamy służyć, a nie pozwalać, by się nami wysługiwano. Czy rezygnować właśnie wtedy, kiedy nam się wydaje, że wysługiwania się jest więcej niż służby? Kto to określa, my?
Zdrowy rozsądek – jak najbardziej, zachowajmy. Ale w oczekiwaniu, że bliźni zmieni się w mgnieniu oka, bo przecież my – my! – coś zrobiliśmy czy powiedzieliśmy, brzmi jednak jakaś fałszywa nuta. Manipulacji, wymuszenia, owych brukujących piekło dobrych chęci?… Tak, czyjeś zachowanie boli. Gniewa nas, ale częściej po prostu boli. Czy naszą reakcją ma być zamykanie drzwi?
Na dobrą sprawę, czego oczekuję od innych? Swobody, możliwości pozostania tym, kim jestem? Szacunku? Przecież się zmieniam. Przez was – się zmieniam. Uproszczając nieco: ludzie, ich działania, wybory, reakcje i mnie zmieniają. Niekoniecznie na lepsze. Czasem dostrzegam z łatwością: choćby własny niepokój, nadmierną ostrożność, złość. Kiedy ludzie wokół – od polityków do sąsiadów – oddziaływają na mnie w taki sposób, który prowokuje zmianę. A tej akurat konkretnej zmiany wcale nie chcę. Opieram się.
Granice. Postawione wobec innych, dla innych, dla samych siebie. Niektóre trzeba przesunąć. O inne zadbać. Możemy. Życzliwi jesteśmy przecież. Mamy dobre chęci. Porywów serca nam nie brak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.