Co mają ze sobą wspólnego, poza tytułem tego felietonu? Już wyjaśniam.
Ten pierwszy to postać stworzona przez Jacquesa Tati. Może nie tak popularna jak żandarm z Saint-Tropez de Funesa, czy don Camillo Fernandela, ale w historii kina też mająca swoje miejsce. Ba, przez krytyków i historyków ceniona znacznie bardziej, choć ja tam całą tę trójkę komediowych muszkieterów „lubię na równi”.
Tati najczęściej pakował swojego Hulot w problemy z tzw. nową rzeczywistością. Postępem, cywilizacją, nowym wspaniałym światem, który wtedy, na przełomie lat ’60 i ’70, dopiero się rozkręcał, a dziś mamy go w pełnej okazałości.
W dworcowej poczekalni designerskie krzesełka, na których nie da się siedzieć, na chodniku pędzący na nas szaleńcy na elektrycznych hulajnogach, a na nowym targowisku (za miliony złotych), nikogo. Bo co da się rozłożyć na niewielkim betonowym klocu, który w szale twórczym zaprojektował monsieur architekt? I jak do niego dojść po „niechadzalnych” osmolonych kamieniach, którymi wysypano podłoże, by nawiązywały do industrialnej tradycji regionu i podkreślały związek tego miejsca z naszym czarnym złotem, węglem, który niegdyś, nieopodal tu wydobywano…
Absurd? A jednak na coś takiego natknąłem się w ostatnią sobotę na bytomskich Szombierkach. Nic dziwnego, że wystawcy targu staroci omijali to miejsce z daleka i woleli rozkładać się, tak jak dotychczas, na ziemi, chodnikach, czy wzdłuż okolicznych uliczek. Złamanie bądź sztajchnięcie nogi ryzykowali tylko ci, którzy musieli skorzystać z pobliskiej toalety. Tyż pjyknyj. Z tzw. ekologicznym, wertykalnym ogrodem na ścianie. Tyle tylko, że tworzące go bluszcze i trowy były… plastikowe. Acz odnoszące się z szacunkiem i przypominające tym razem o przedindustrialnej, bo rolniczej spuściźnie tej ziemi…
O święty Franciszku, patronie ekologów! Czy łōni naprowdy majōm rozum w kyjza łobrócōny, jak to godała babka z Bogucic? Mają, mają. Na mieście zresztą też w ostatnich dniach nic tylko drzewa wycinają, zieleńce plewią (ale tak, że wyrywają – przez niewiedzę, czy nieuwagę – nawet drogie, ozdobne rośliny). A jak koszą, to wszystko równo z ziemią. Młode drzewka, krzewy, specjalnie wytyczone łąki metropolitalne…
Zwłaszcza drzew i drzewek żal. Jest w lipcowym numerze „Wiedzy i Życia” artykuł Ewy Nieckuły „Dendroklimatyzatory”, a w nim np. taka śmiertelna wyliczanka na temat nowo posadzonych drzew:
W Bostonie rocznie obumiera ich do 38%, w Helsinkach – ok. 30%. W Warszawie w ciągu 34 lat przy kilku ulicach, na których prowadzono obserwacje, uschło ponad 60% lip, 90% klonów i 94% jarzębin.
No nie jest dobrze. Stare out, nowych prawie wcale, a jak już, to sadzą nam te ozdobne miniaturki, co to wyglądają jak klomb na patyku. A i tak większość z nich usycha lub jest rozjeżdżana przez szukających, a znajdujących miejsca parkingowe.
O święty Franciszku, patronie…
Nie ma co znowu zawodzić. Jest za to co poczytać, bo nakładem wydawnictwa Esprit ukazały się ostatnio „Opowieści o Świętym Franciszku i jego współbraciach” - pierwowzór Kwiatków Świętego Franciszka w nowym przekładzie prof. Stanisława Stabryły. Publikowaliśmy w ubiegłym tygodniu na Wiara.pl fajny fragment tej książki („Cud stygmatów świętego Franciszka”), a dziś zachęcam do lektury całości.
Może nastąpi kolejny jego cud? Może się niektórym specom od zieleni miejskiej w końcu coś w tych gowach poukłada?
Dej Boże!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.