„Weźmy parasol, w komórce mi już pada”. Czy to zdanie nie streszcza czasem ironiczno-symbolicznie naszych zachowań i stosunku do rzeczywistości?
Nie myślę tu o używaniu czy nadużywaniu smartfonów w życiu codziennym. Raczej o tym, że wolimy definicje niż obserwacje, rozwiązania zamiast wsłuchiwania się.
To dziecko, co to wraca do nas jak bumerang z co pięciominutowym „mogę ci coś powiedzieć”, nie jest może oznaką „postępującego odwrócenia się od tradycyjnych podwórek”, a znakiem, że nikt nie ma dla niego czasu, którego potrzebuje teraz, tutaj. Albo ten odzywający się ciągle ból żołądka czy pleców, czy nie mówi o tym, że nie słuchamy, nie znamy już samych siebie? A to osławione milczenie Boga, które odruchowo byśmy uznali za przejaw naszej wprost nieziemskiej duchowej dojrzałości – czyż nie jest po prostu znakiem, że nawet nie próbujemy Go słuchać?
O, my czasem doskonale wiemy, co powinniśmy myśleć i czuć. Tyle że chyba wcale nie myślimy (tego, co tak bezmyślnie powtarzamy, że myślimy), a już na pewno nie czujemy. Albo nie wiemy, że czujemy, dopóki nam ktoś nie powie, co mamy myśleć. I kółko się zamyka. Jak wówczas, kiedy obejrzawszy kilka reklam, odkrywamy ze zgrozą, że trzeba pędzić do apteki po wszelakie malinowe herbatki, bo mamy wszystkie, ale to wszystkie symptomy: baloniki w brzuchu, niespokojne nogi, kłopoty z zasypianiem…
Nasze spojrzenie za okno (że nie wspomnę o zmoknięciu; „iść na żywioł” – tak to się kiedyś mówiło), a więc nasze spojrzenie za okno jest niekiedy przekroczeniem jakiejś niewidzialnej granicy. Bo zdecydować się na słuchanie wcale nie jest łatwo. O, na jakie rubieże może nas to wyprowadzić! I co będzie jak Bóg rzeczywiście powie nam to, co myślimy, że nam powie? Bóg jak Bóg, a co jeśli powie nam coś współpracownik albo żona?! Nawet jadąc na wakacje, wolimy być na wszystkie ewentualności przygotowani, a przecież życie ma to do siebie, że trzeba być przygotowanym na to, że nie będziemy przygotowani. Że nie będziemy mieli w zanadrzu gotowej recepty na czyjeś zwierzenia czy oczekiwania. Że odpowiedzi rodzą się w czasie, ale są. Że trzeba dać to, co się ma, wiedząc, że to za mało i czasem nie w porę. Że słuchanie zakłada otwartość, a ta, że można nas zranić. Że słuchać trzeba i kogoś, kto wypowiedzieć nie potrafi. I tak dalej, i tak dalej. Naprawdę definicje i rozwiązania wydają się prostsze w obsłudze. Tylko dokąd nas – bez wsłuchiwania się – zaprowadzą?
*
W Jej koronie jest obrączka mojej babci. Matka Cierpliwie Słuchająca, szesnastowieczna ikona młodej kobiety z odsłoniętym uchem, rokitniańska Madonna – świętujemy właśnie 35 lat od ukoronowania wizerunku. Nasłuchuje Boga, siebie, nas. Uczy nasłuchiwania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).