Katolicy w Indonezji postanowili rozszerzyć tutejsze rolnictwo o uprawę winorośli. Panujący tam klimat, gorący i wilgotny, nie sprzyja tej roślinie. Ponad 20-milionowa wspólnota chrześcijan regularnie potrzebuje jednak wina dla sprawowania Eucharystii. Do dziś jest ona zdana na stosunkowo drogie produkty z importu.
Indonezyjscy katolicy postanowili to zmienić i zacząć własną produkcję wina. Wyselekcjonowano już opactwo trapistek, w którym warunki klimatyczne są najbardziej dogodne, a w Australii zamówiono właściwy gatunek winorośli. W realizację pionierskiego projektu zaangażowanych jest kilka indonezyjskich uczelni. Na jego rezultaty trzeba będzie jeszcze poczekać. Winorośl zostanie zasadzona dopiero w tym roku.
Podobną inicjatywę podjęli też katolicy w Kanadzie. Ci jednak kierują się całkiem innymi motywami: patriotyzmem lokalnym, bądź ujmując rzecz bardziej dosadnie, antyamerykańską ksenofobią. W czasie Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus na pewno używał wina lokalnego i tak samo powinno być u nas – twierdzi katolicki ekolog z Quebeku, Norman Lévesque. To on właśnie doprowadził do produkcji lokalnych win mszalnych. W przeciwieństwie do Indonezji nie było to aż tak trudne. W Quebecku winorośl jest już uprawiana. Wystarczyło przekonać jednego z producentów do podporządkowania się katolickim przepisom dotyczącym wina do Eucharystii. Lokalne wino mszalne jest jednak produktem luksusowym. Proboszczowie zapłacą za nie o 50 proc. więcej niż za sprowadzane do tej pory wino z Kalifornii.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).