Czy w Polsce powstanie seminarium duchowne dla starszych kandydatów? Nad potrzebą utworzenia takiego ośrodka formacyjnego zastanawiają się księża rektorzy.
Późne decyzje
Rektor Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach, ks. Jerzy Paliński, nie widzi problemu, żeby przyjmować do seminarium kandydatów starszych, a nie tylko tegorocznych maturzystów. Gdy zgłaszają się po studiach, albo po licencjacie, nie nazywa ich późnymi powołaniami, gdyż późne to według niego kandydaci po trzydziestce czy nawet starsi, ale takich w Katowicach jest póki co niewielu. Na roczniku zdarza się jeden, może kilku. To są pojedyncze przypadki – mówi rektor Śląskiego WSD, ale mimo to uważa, że w Polsce trzeba zacząć zastanawiać się nad utworzeniem jednego seminarium dla naprawdę spóźnionych powołań. To ważny kierunek na przyszłość i to najbliższą. Gdzie by było i jak by miało wyglądać, od tego są fachowcy, którzy stworzyliby podwaliny dla takiego seminarium, ale już dziś trzeba o tym myśleć – uważa ks. Paliński.
Według ks. Rysia, szefa Konferencji Rektorów, gdyby powstało takie seminarium dla starszych powołań, nie byłoby ono obligatoryjne. Obecnie taki kandydat – jeśli nie zamierza zostać zakonnikiem - ma do wyboru jedynie seminarium Redemptoris Mater, ale to oznacza, że musi odkryć w sobie charyzmat Drogi Neokatechumenalnej. Tego doświadczenia nie można jednak narzucać wszystkim myślącym w późniejszym wieku o kapłaństwie, bo byłoby to wymuszanie na nich konkretnej duchowości – uważa rektor z Krakowa.
Gdy kandydat ma więcej lat niż przeciętny kleryk, bywa, że biskup diecezjalny proponuje mu indywidualny tok w ramach seminarium diecezjalnego. W zeszłym roku w diecezji drohiczyńskiej święcenia kapłańskie przyjął 69-letni wdowiec, którego przygotowanie do kapłaństwa trwało 4 lata. Jego rówieśnik w tym samym roku ukończył seminarium Redemptoris Mater i przyjął święcenia w Warszawie.
Szef Konferencji Rektorów nie wyklucza, że w takim ogólnopolskim seminarium dla późniejszych powołań mogliby przygotowywać się do kapłaństwa również wdowcy. Nie byłoby to seminarium masowe ale raczej kameralne – przypuszcza. W wielu polskich seminariach nie widzi się potrzeby uwzględnienia potrzeb formacyjnych starszych kandydatów, być może właśnie dlatego tacy kandydaci tam nie docierają – zauważa ks. Bartkowicz.
Z kolei ks. Ryś zwraca uwagę na fakt, że obecnie młodzież potrzebuje więcej czasu, żeby podejmować decyzje wiążące życiowo i dotyczy to nie tylko powołania kapłańskiego. Młodzi później zawierają małżeństwa, najczęściej tuż przed 30-tką lub zaraz po, dlatego nie jest też niczym dziwnym, że do seminariów zgłaszają się kandydaci po studiach.
- Nie ma powodów, żeby te powołania stawiać wyżej od tych zaraz po maturze – one są inne, każdy ma też swoje problemy – podkreśla rektor z Krakowa. Z obserwacji rektora z Warszawy wynika, że część kandydatów rzeczywiście odkładało w czasie decyzje powołaniowe. Jego zdaniem, część wykazuje syndrom postmodernistycznej niepewności co do własnej tożsamości i powołania, i tym kandydatom seminarium musi pomóc ostatecznie określić się w życiu. Chodzi o to, żeby już nie wahali się co do swej drogi powołania życiowego i chrześcijańskiego czy powołania kapłańskiego. Natomiast są też inni kandydaci, którzy kończąc studia chcieli wnieść coś więcej do swej drogi powołania choć myśl o seminarium pojawiła się u nich znacznie wcześniej. Dlatego później przychodzą, już z doświadczeniem życiowym i dyplomem – zauważa ks. rektor Bartkowicz.
Według niego bardzo dobrym narzędziem formacyjnym jest okres propedeutyczny. W Warszawie trwa on rok, a cały jego program jest nastawiony na to, by pomoc kandydatowi – niezależnie od wieku i doświadczenia - w odpowiedzi na pytanie: kim jestem? Jakie mam zasoby, jakie problemy? Chodzi o to by urealnić ich myślenie o powołaniu i kapłaństwie – podkreśla ks. Bartkowicz
Za i przeciw
Oprócz racji przemawiających za utworzeniem takiego wyspecjalizowanego domu formacyjnego dla starszych kandydatów do kapłaństwa są też argumenty przeciwne, a właściwie jeden. Szef Konferencji Rektorów wskazuje na obawy niektórych, że kandydat, który przygotowywałby się do kapłaństwa poza swoją diecezją, będzie wyobcowany z Kościoła lokalnego, nie będzie znał miejscowego duchowieństwa. Zdaniem ks. Bartkowicza ta wątpliwość wydaje się do przezwyciężenia. Można bowiem skorzystać z doświadczeń zagranicznych i wypracowanych już metod utrzymywania silnych więzi kandydatów z własną diecezją mimo odległości geograficznych. Pytaniem otwartym pozostaje również kwestia, czy w przyszłości Kościoła w Polsce nie czeka okres konsolidacji seminariów np. w ramach metropolii, czy wyodrębniania się seminariów międzydiecezjalnych ze względu na mniejszą liczbę alumnów.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.