Niemające końca ataki z powietrza, jakie dotykają wielu miast i miejscowości zwłaszcza wschodniej Ukrainy, wywołują w ludziach duże napięcie psychiczne i obawy o dalszy los. Dlatego ważna jest nie tylko pomoc materialna, ale także różnego rodzaju gesty solidarności.
O potrzebie bycia z ludźmi dotkniętymi przez wojnę zwłaszcza na terenach wschodniej Ukrainy opowiada Radiu Watykańskiemu ks. Jacek Kocur. Ten pracujący od wielu lat we Lwowie kapłan pochodzący z archidiecezji katowickiej odwiedził niedawno Chersoń:
„Odwiedziliśmy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Zawoziliśmy im dary ze Lwowa. Tej pomocy mamy coraz mniej, a potrzeba coraz więcej. Ludzie są wdzięczni za wszystko. Nie tylko za dary, ale jeszcze bardziej za spotkania. Potrzebują, aby ich wysłuchać, aby móc się przytulić. Chcą zobaczyć nasz uśmiech. Chcą wiedzieć, że świat o nich pamięta. Niektórzy przeszli okupację. Mało o tym mówią, choć nieraz można usłyszeć o zezwierzęceniu rosyjskiej armii. Niektórym udało się uciec spod okupacji. Spotkaliśmy wolontariuszy. Jest ich coraz mniej. To ci, którzy wytrwali. Nie poddają się. Znajdują siłę, aby się uśmiechać. To jedyni ludzie, którzy się uśmiechają. Działają przy parafii i przy piekarni”.
Pomoc humanitarna, która na Ukrainę trafia z Polski i innych krajów, zostaje przewieziona ze Lwowa na wschód bardzo często miejscowymi siłami. Ks. Jacek Kocur podkreśla także wkład i zaangażowanie parafian z archidiecezji lwowskiej, którzy też na miarę swoich możliwości organizują taką pomoc. Dla przykładu, wyjazd do Chersonia zorganizowały dwie miejscowe parafie: św. Michała Archanioła ze Lwowa i Ducha Świętego z Czerwonogradu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).