Mozambiccy dżihadyści wznowili swe śmiercionośne rajdy w prownicji Cabo Delgado. Lokalni chrześcijanie stają ponownie w obliczu dramatycznych decyzji. Wielu z nich musi uciekać i trafia do obozów dla uchodźców, gdzie żyją jakby w zawieszeniu, bez perspektyw na przyszłość.
12 lutego terroryści najechali na misję w Mazeze. „Była dokładnie 18:00, kiedy weszli i przejęli miasto. Oczywiście wiele osób już wcześniej się ewakuowało, ale oni weszli ciężko uzbrojeni" - wspomina ks. Salvador Maria Rodrigues de Brito, proboszcz lokalnej parafii w rozmowie z Radiem Pax. Jak wyjaśnia, dżihadyści zniszczyli szkołę, urząd, a także lokalne centrum medyczne. Również po budynkach kościelnych zostały tylko gruzy. Wszystko ostrzeliwali z broni maszynowej, wszystko równali z ziemią, palili namioty, domy, samochody – podkreśla ks. de Brito. On sam zdołał jedynie uratować Najświętszy Sakrament oraz księgę obrzędów sakramentalnych
Podobne najazdy miały miejsce 9 lutego w trzech innych wioskach. Tam również płonęły domy i kościoły, a terrorystom zależało, by nic nie ocalało.
Powstanie islamistyczne w północnym Mozambiku zaczęło się w 2017 r. W ostatnim roku rząd podjął konkretne działania mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa w Cabo Delgado. Doszło m.in. do misji pokojowej państw Wspólnoty Rozwoju Afryki Południowej. Władzom zależy bowiem, aby mogło się rozpocząć wydobycie gazu, którego złoża odkryto w 2010 r. Inwestycja była na dobrej drodze, ale została przerwana trzy lata temu właśnie z powodu braku bezpieczeństwa. Ostatnie ataki są znakiem, że grupy terrorystyczne wciąż nie zostały rozbite.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.