Ten pył wciska się wszędzie. Mamy go w oczach i w ustach. A za oknem panuje szara mgła – relacjonuje dla portalu wiara.pl matka Violetta, przełożona polskiego klasztoru karmelitanek bosych niedaleko stolicy Islandii Reykjaviku. Chodzi oczywiście o chmurę wulkanicznego pyłu, który wydobywa się z islandzkiego wulkanu Grimsvotn.
– To nieco ponad 300 km od nas – objaśnia matka Violetta. Dodaje, że w pierwszych dniach po wybuchu wiatr wiał ze wschodu, od strony wzbudzonego wulkanu. Najpierw drobinki popiołu unosiły się na wysokości około 20 km. Potem jednak zaczęły opadać. Parapety klasztoru pokryły się warstewką drobniutkiego pyłu. Trzeba było zaraz zamknąć przydomowy kurnik. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przeżyli ludzie mieszkający w pobliżu Grimsvotn. – Na zdjęciach widać było samochody, które poruszały się jakby w błocie – opowiada karmelitanka. Przytacza tez wypowiedź jednego z islandzkich rolników, który chciał wygonić swoje owce na pastwiska. Ale zwierzęta wróciły do owczarni i nie chciały za nic jej opuścić .
Pogoda na Islandii wciąż jest chłodna. Wczoraj temperatura wynosiła +5 stopni, a to i tak dużo w porównaniu z poprzednimi dniami. – Dopiero czekamy na wiosnę – mówi matka Violetta. Dodaje, że kierunek wiatru ma się wkrótce zmienić na taki, który zepchnie pył znad Islandii w stronę Europy.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).