Pewnie każdy choć raz oglądał taki film. Z pozoru skomplikowana historia, w której główny bohater, bohaterka znaleźli się w nietypowej dla siebie sytuacji: nowe zlecenie, utrata pracy, spadek po babci.
Często budzą sympatię – niestety spotykają wrednego sąsiada, albo przeciwnie: oni to ci źli, a sąsiad jest sympatyczny. Potem zakręty losu, większe i mniejsze problemy. W końcu: szczęśliwy finał. W tle: przemiana. Jak nie bohaterki, to sąsiada. Albo chociaż psa.W każdym razie: wszystko kończy się dobrze.
Niby nic takiego. Niektórzy uznają taki podgatunek filmowy za krzepiący, inni – irytujący. Można lubić lub nie. Zastanawiające jest jednak, że wszystkie te przemiany prowadzące do „żyli długo i szczęśliwie” są sprowokowane jakąś zmianą okoliczności zewnętrznych. Możemy oczywiście porzucić naiwny automatyzm tej zależności (że na przykład jak w reklamie „zmianadostawcy”przeniesie nasz budżet w świetlaną przyszłość), ale niewątpliwie coś w tym jest.
Czy można tu – jak to się mówi – pomóc losowi? Spadku po babci nie wymusimy oczywiście, ale nie da się zapewne doświadczyć przemiany bez wprowadzenia zmian. I to tych pozornie niezwiązanych z celem, fundamentalnych.
Wszyscy to znamy. Gdyby nie remonty na drogach, nie zmieniono by trasy autobusu i nie spotkalibyśmy w centrum przesiadkowym kogoś niewidzianego od lat. Gdyby nie zaopiekowanie się onegdaj psem sąsiadki – dziś nie mielibyśmy własnego pupila. Odejście dyrektora – to dla nas poszerzenie własnych kompetencji. Przeprowadzka – zmierzenie się z (nad)bagażem rzeczy i swoim stosunkiem do nich. Nie chodzi przy tym o różowe okulary czy chwalebne próby dostrzegania we wszystkim stron dobrych i nadziejorodnych. Raczej o uchwycenie tego charakterystycznego mechanizmu: zewnętrzna zmiana może prowadzić do wewnętrznej, w nas.
Te zewnętrzne, cóż. Niektóre przychodzą, bo przychodzą. Wyrośnięcie, zmiana szkoły, narodziny dziecka, emerytura. Takżechoroba, kradzież, odsunięcie się kogośod nas z obiektywnych przyczyn. Ale niektóre możemy zarządzić dla siebie i swoich bliskich sami. Nie chodzi o te celowe, też potrzebne (jak kupienie kijków, by więcej się ruszać). Raczej takie, by poznać bogactwo świata dane nam do dyspozycji, odkryć jakąś otwartość, gościnność, hojność naszych umysłów i serc. By wytrącić samych siebie z utartych, miłych kolein.
Być może u początku nowego roku, w czas postanowień, brzmi to jak banał. I może banalne jest.
Ale może zaowocuje zmianą. Jak nie bohaterki, to sąsiada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.