Ile białych? Ile czarnych? Co jest regułą, co wyjątkiem?
W kalendarzu końcówka lata. Przyznaję, że o wrześniu to myślę już raczej jako o jesieni (podobnie jak o grudniu, że zima), ale w tym roku wrzesień, przynajmniej dwie pierwsze jego dekady, w pełni zasłużył sobie na miano miesiąca letniego. W polskiej polityce rośnie przedwyborczo temperatura sporów i niewątpliwe padną tu jakieś „temperaturowe” rekordy. Może nie wszechczasów, ale że od 30 lat, albo od 70... Na wczorajsze zachowanie i wypowiedź prezydenta Zełenskiego na forum ONZ spuśćmy litościwie zasłonę milczenia. Rację ma chyba nasz prezydent porównując je do mało racjonalnego zachowania tonącego. Nic nowego z kolei jeśli chodzi o Unię. Presja, by Warszawa bezwzględnie we wszystkim podporządkowała się Brukseli trwa... I tyle? Nie sposób nie zauważyć jeszcze jednego: nowej fazy konfliktu o Górski Karabach. Ormianie, Azerowie no i interesy Rosji, Turcji, Iranu i Bóg wie kogo jeszcze. Jaka zupa powstanie z tego mieszania w tym kotle trudno przewidzieć nie tylko mnie, mało ze sprawami regionu obeznanemu, ale i prawdziwym ekspertom.
A ja? Ja znowu chciałbym dziś o drobiazgu. O zjawisku uogólniania. Wiadomo, Polacy to antysemici i ksenofoby, katolicy to dwulicowe bezmózgi i temu podobne... Wywiązała się ostatnio na ten temat mała dyskusja wśród moich znajomych z mediów społecznościowych. Problem faktycznie istnieje, a dla i Polaków i katolików, jest podwójnie bolesny. No bo czemu ze względu na to, że czuję się Polakiem i jestem katolikiem przypisywać mi najgorsze cechy przedstawicieli jednej i drugiej grupy? Między „w stadzie owiec zdarzają się czarne” a „wszystkie owce są czarne” istnieje diametralna różnica. Pierwsze jest prawdą, drugie absurdalnym fałszem. Nie pytam czemu ktoś takie kłamliwe uogólnienia wobec Polaków i katolików stosuje. Zastanawiam się dlaczego tylu daje się w taką manipulację wciągnąć i zamiast zaprotestować ostentacyjnie odcina się od szkalowanej w ten sposób wspólnoty?
Przyznaję, to najbardziej mnie bolało, gdy malowano czarny obraz Kościoła w związku z aferami pedofilskimi, gdy oczerniano świętego Karola Wojtyłę... Ale i wcześniej, gdy zaczęła się na dobre nagonka na religię w szkole, gdy mówiono o zblatowaniu Kościoła z rządzącą dziś partią polityczną... „Ja nie! Ja jestem inny! Ja jestem czysty!” – wołało wielu. I mówiło o konieczności nawrócenia się Kościoła, zerwania z tym czy tamtym, otwartości wobec inaczej myślących... Dlaczego tak łatwo dali się nabrać na te uogólnienia? Dlaczego tak łatwo zaczęli mówić językiem zadeklarowanych wrogów Kościoła? Nie zauważyli – i w czasie teraźniejszym: nie zauważają – że krzywdzą w ten sposób całe rzesze takich, co, owszem, nawracać się muszą, ale akurat nie w tych sprawach, które im się zarzuca?
Mierzi mnie to polemizowanie ze stworzonym we własnej wyobraźni kościołopodobnym tworem, mającym z rzeczywistym Kościołem wspólnego tyle, ile czerń z wełną baranów. Mierzi modne zakładanie, że Kościół to wspólnota ludzi zajmujących się tylko sobą, a zamknięta na tych, którzy są na zewnątrz. Jeśli sensowne działania można oprzeć jedynie na dobrym rozeznaniu faktycznego stanu rzeczy, to działania podejmowane na podstawie owych krzywdzących uogólnień sensownymi nazwać nie będzie można.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.