Bo że Kopernik, wiadomo nie od dziś ;)
A dokładnie od roku 1984, kiedy to na ekranach polskich kin pojawiła się kultowa „Seksmisja” Juliusza Machulskiego.
W weekend premierę miał natomiast „Raport Pileckiego”. Film którego budżet wynieść miał niemal 40 milionów złotych, tymczasem wygląda jak… kolejny odcinek serialu „Wojenne dziewczyny”. Stąd też złośliwo-prowokacyjny tytuł dzisiejszego felietonu.
Drętwe to, nudne, przegadane (zamiast akcji mamy dialogi streszczające podręcznik do historii), czyli typowy, współczesny serial TVP. I jeszcze to Auschwitz. Jakiś płotek i baraczek udające obóz zagłady…
No nie godzi się. Nie wypada.
Z tego, że jakiś bieda-zamek z papendekla udawał Wawel w „Koronie królów” można się było jeszcze pośmiać. Ale to Auschwitz w „Raporcie Pileckiego” to już, po prostu, granda.
Więc styknie. Starczy. Więcej o tym pisać nie będę. Ale zostawić Państwa z niczym też dziś tak przecież nie mogę. No to może polecę coś z filmowej klasyki? Może „Uciekającą kobietę” z Ann Sheridan? Aktorką dziś już nieco zapomnianą, natomiast na przełomie lat ’30 i ’40 regularnie występującą w produkcjach z Humphrey’em Bogartem, by wspomnieć chociażby takie perły z lamusa, jak „Skarb Sierra Madre”, czy „Aniołów o brudnych twarzach”.
W „Uciekającej kobiecie” wciela się w żonę artysty poszukiwanego zarówno przez prasę, jak i policję. Ponoć był on świadkiem pewnego zabójstwa, ponoć widział twarz mordercy, ale m.in. w związku z korupcją w szeregach stróżów prawa, inni świadkowie już zginęli, a że on nie chce być następny, woli się ukrywać, niż liczyć na taką „ochronę”.
Typowy film z gatunku noir? Poniekąd (finał będzie jak z Hitchcocka czy Wellsa!), ale jeden wątek jest tu bardzo oryginalny i ciekawy.
Otóż grana przez wspomnianą Ann Sheridan żona, przekonana była, że jej małżeństwo jest nieudane. Że im się nie układa. Że mąż jej już nie kocha. Że rozwód to tylko kwestia czasu. Tymczasem pomagając w poszukiwaniach męża, raz po raz spotyka się z opiniami, że przecież on nie widział poza nią świata. Że na wszystkich jego rzeźbach, czy obrazach, najczęściej widnieje właśnie jej twarz. Że może nie potrafił pewnych rzeczy powiedzieć wprost, natomiast od lat wyrażał to w swojej sztuce i to właśnie żona była dla niego muzą, inspiracją, natchnieniem…
A więc film z mocnym przesłaniem pro-marriage. Nie jedyny, jaki z Żoną ostatnio udało nam się obejrzeć. Ale o tych innych napiszę może za tydzień. A dziś zapraszam już na seans (są polskie napisy):
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).