Gdy jedzie do syna, cieszy się nie tylko z widoku uroczej wnuczki, ale i z tego, że zostanie poczęstowana smacznym obiadem. – Mówię o tym tylko dlatego, że tak bardzo ksiądz nalega – zastrzega. – Droga, którą zaproponował nam św. Franciszek, pozwala mi ze spokojem cieszyć się tym, co w oczach świata jest nędzą, ale dla mnie okazuje się łaską.
Terapia stawia na nogi
– Jak zdążę umyć głowę, to pójdę – myśli i nieporadnie gramoli się do łazienki. Prawa strona ciała bardzo powoli wraca do sprawności. Paraliż ustępuje, ale wciąż proste czynności wymagają akrobatycznych rozwiązań. – Wszystkiego można się nauczyć – dopowiada, zamykając za sobą drzwi i ze świeżo ułożoną fryzurą kuśtyka na przystanek autobusowy. Zdąży na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. W czasie drogi jeszcze się waha, czy aby nie są to jacyś sekciarze, ale gdy dociera na miejsce, daje się porwać Duchowi. Ten robi z nią, co chce. A jej z tym tak dobrze. Nareszcie jest ktoś, kto ją kocha. Nareszcie czuje się dowartościowana. Nareszcie spoczywa w objęciach dających bezpieczeństwo. Jest u siebie.
Gdy wraca do domu, nie wie, co się wydarzyło. Nie rozumie jeszcze, że Jezus podał jej rękę, że stanął w jej obronie, że nie pogardził grzesznicą, ale zwrócił jej wolność. „Idź i nie grzesz więcej” – to rozesłanie sprzed 11 lat zrobiło swoje. – Ale wtedy nie wiedziałam o tym z taką wyrazistością jak dzisiaj – zastrzega. – Wtedy nie widziałam Jezusa, widziałam nadzieję. Wierzyłam, że to, co się dzieje, jest dobre, choć nie myślałam, że to droga Ewangelii. Po prostu nie miałam nic do stracenia, więc brnęłam do przodu – mówi.
Stare nawyki dawały się we znaki. Z domu rodzinnego nie wyniosła żadnych wartości religijnych. Przez całe swoje życie żyła obok Boga. Miała ślub kościelny, bo tak trzeba było. Ale nic poza tym. Obok stał Bóg, a ona sama walczyła o małżeństwo. Sama zmagała się ze swoją grzesznością, sama rodziła dzieci i je wychowywała. Sama. Bez Najważniejszego. Nic dobrego. Nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć.
Głód jest dobry
Gdzieś po drodze trafi a na swojego księdza. – Nie było łatwo znaleźć kapłana, który odda mi trochę czasu i uwagi – opowiada. – Jedna próba i pudło. Drugie podejście także nietrafione – wspomina po latach. Księża… albo nie mają czasu, albo nie widzą potrzeby, albo boją się wyzwania. Jednak ona łatwo się nie poddaje. – Im trudniej, tym bardziej do przodu – taką ma dewizę. Dopięła swego. Znalazła księdza. Swojego. – Usłyszałam kiedyś jego kazanie. Było tak bardzo do mnie, że już nie zwlekałam, ale od razu zapytałam, czy zgodzi się być moim kierownikiem. Spojrzał mi w oczy i po chwili powiedział: „Możemy spróbować” – pamięta jak dziś. Pamięta to spojrzenie: odważne… albo raczej uważne, trochę zaskoczone i łagodne zaproszeniem. – Moja spowiedź z całego życia otworzyła mi oczy. Zobaczyłam jednak nie tyle to, co za mną, ale raczej to, co dla mnie. Nowe horyzonty – zapewnia, a łzy napływają do oczu. – Wyruszyłam w drogę, z której nie było już odwrotu – dodaje, gdy już opanuje wzruszenie. Powoli, milknąc co kilka zdań dla odszukania właściwego słowa (tak to już jest po wylewie), przywołuje kolejne wydarzenia z duchowej drogi odkrywania Boga. Wspomina słowa, ludzi, gesty, natchnienia. Ogarnia spojrzeniem 11 lat przygody z Bogiem. Łapie się na tym, że zdumiewa ją mnogość wszystkiego, co otrzymała. A na końcu i tak pozostaje głód.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.