Pierwsze śląskie Bractwo św. Józefa powstało w Krzeszowie. W okresie największej świetności należało do niego 100 tys. członków. W tym samym czasie na całym Śląsku mieszkało ok. 120 tys. ludzi. W tym roku mijają 342 lata od założenia bractwa.
W dzień wspomnienia św. Józefa 19 marca 1669 r. Bernard Rossa, najsławniejszy opat w dziejach Krzeszowa, uroczyście powołał do życia Bractwo św. Józefa. Decyzję tę zatwierdził papież Klemens IX.
Opat Rossa zapożyczył swój pomysł od austriackiego zakonu cystersów w Lilienfeld, gdzie przebywał z wizytą. Chętni do bractwa pojawili się bardzo szybko. Z początku byli to prawie wyłącznie mieszkańcy Śląska. Ale w pierwszych latach XVIII w. bractwo liczyło już ok. 30–40 tys. członków. Demograficznym szczytem jego popularności okazał się rok 1725, kiedy doliczono się w nim 100 tys. dusz. Nigdy więcej w historii Kościoła w Europie żadne bractwo nie było już tak liczne.
Bractwo na wyspie
Dziś nikt nie ukrywa faktu, że to potrzeba obrony wiary katolickiej przed protestantami była matką narodzin tego ruchu. – Pamiętajmy, że kiedy Rossa składał podpis pod aktem erekcyjnym bractwa, robił to na terenach przyznanych po wojnie trzydziestoletniej Rzeszy Niemieckiej, w ogromnej większości protestanckiej – mówi Mieczysław Gadzina, przewodnik sudecki. – Krzeszowskie opactwo było jak wyspa w morzu ewangelików. Dlatego bractwo było oczkiem w głowie opata Rossy. Trzeba było przecież podjąć natychmiastowe starania, aby katolicyzm nie zniknął zupełnie z wyznaniowej mapy Śląska. A któż nadawał się do tego lepiej niż Bractwo św. Józefa ze swoim „wojującym” herbem? Kościół podjął zakrojoną na szeroką skalę akcję rekatolicyzacji utraconych miast i wsi. Służyły temu misje, ale i malarstwo Michaela Willmanna. Jednak największym sukcesem w tej walce miało się okazać powołanie do życia Bractwa św. Józefa – dodaje.
Krzeszowscy bracia spod znaku św. Józefa prowadzili działalność religijną, oświatową, wychowawczą i charytatywną. Warto dodać, że sam wielki Willmann, arcymistrz barokowego malarstwa i wielki czciciel św. Józefa, także był członkiem potężnego już wówczas bractwa. Głównymi zadaniami krzeszowskiego towarzystwa były: „szerzenie czci Boga Wszechmogącego oraz wysławianie świętych imion Jezusa, Maryi i Józefa, troska o szerzenie katolickiej wiary, upraszanie Bożego błogosławieństwa oraz pokoju dla ojczyzny”.
Wśród łask, o które zabiegali członkowie tej konfraterni, na podkreślenie zasługują prośby o dobrą i szczęśliwą śmierć. – Dobra śmierć to temat jednego z obrazów Willmanna, na którym umierający kona na rękach najbliższych, otoczony przez przyjaciół, a nie bezimiennie w jakimś hospicjum – wyjaśnia Mieczysław Gadzina.
Pożyczka z konfraterni
Krzeszowskie bractwo, posiadając statut i nadane mu przywileje, uczestniczyło m.in. w rzymskiej archifraterni stolarzy i cieśli dedykowanej św. Józefowi. Jak utrzymuje ks. Józef Mandziuk w swojej książce „Historia Kościoła katolickiego na Śląsku”, działalnością bractwa kierował zarząd, który wybierano każdego roku. Składał się on z protektora, rektora, prorektora oraz 12 asystentów, tyluż konsultorów oraz dwóch zakrystianów. Każdy członek zobowiązany był do odmawiania codziennej modlitwy do św. Józefa, spełniania uczynków miłosierdzia wobec biednych i chorych.
Marek Perzyński, wybitny znawca historii Kościoła na Śląsku, pisze zaś w jednej ze swoich prac, że niektóre konfraternie były tak zamożne, że fundowały ołtarze, księgi, paramenty liturgiczne oraz prowadziły renowacje obiektów sakralnych. „Składano do ich kasy ofiarę w zależności od stanu zamożności. Ale można było też otrzymać z niej pożyczkę. Jeśli było trzeba, jego przełożeni karali braci za wykroczenia” – pisze Perzyński.
Do konfraterni krzeszowskiej należeli zakonnicy ze Śląska, Czech, Moraw, Austrii, Bawarii, Nadrenii i Westfalii, a także wielkie rzesze ludzi świeckich i duchowieństwa diecezjalnego. Wśród nich bp Sebastian Rostock oraz Angelus Silesius, wielki konwertyta, lekarz, ksiądz i zarazem poeta mistyczny, którego twórczość znana jest polskiemu czytelnikowi głównie dzięki przekładom Adama Mickiewicza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).