Czyli dowcip za stówkę. Był kiedyś taki czeski, telewizyjny show.
Ludzie przysyłali dowcipy do redakcji i jeśli spodobały się prowadzącym i ci opowiedzieli je na antenie, dostawali sto koron za kawał.
Tymczasem w naszych sklepach – mniejszych, większych, internetowych i stacjonarnych, stówa to chyba nowa dycha. Stówa tu, stówa tam. Powoli zamieniam się w jakiegoś setnika. Strach - jakby mi innych lęków było mało - wychodzić już na zakupy.
Ale inny ni to vtip, ni dowcip, spędza mi ostatnio sen z oczu. Mianowicie… dewitalizacja.
Wiem, wiem. Powinienem używać poprawnej nazwy – rewitalizacja. Tylko jak nazwać to co wyprawia się w ostatnich tygodniach na naszym podwórku i ulicy? Dewitalizują nas bowiem dokumentnie.
Najpierw, w ramach zazieleniania miasta, wzięli się za… powiększanie miejsc parkingowych kosztem trawników (no dobra, glinników, bo trawa tam chyba nigdy nie rosła). Ale zamiast zazieleniać, zaczęli je zakostkowywać. Albo wkopywać w ziemię betonowe pale, z których miały powstać betonowe donice. Oczywiście uszkodzono przy tym korzenie kilku drzew i, póki co, roboty stoją. „Alternatywy
Podwórkowy placyk też zakostkowali gdzie się tylko dało, a gdzie nie dało, zostawili trzy niewielkie trawniczki.
- Dobre i to.
- Lepszy rydz niż nic... – nic innego nie przychodziło nam z Żoną do głowy.
Przyszło natomiast dewitalizatorom z „zieleni miejskiej” (naprawdę, trzeba ich pisać w cudzysłowie, bo to co wyprawiają, i to od lat, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Kiedyś np. hitem była taka ich mała koparka, która zaparkowała na trawniku, niszcząc go kompletnie, choć operator miał obok dwa wolne miejsca parkingowe. Żona zrobiła nawet wtedy zdjęcie tego jak to ten dziamdziak parkował, przesłała je do Urzędu Miasta – nie odezwali się).
A co wywinęli tym razem? Na wspomnianych trzech trawniczkach zamontowali dwie gigantyczne ławo-huśtawy oraz stół z kolejnymi dwoma, ale tym razem „stacjonarnymi ławami”. Mogli to ustawić na wykostkowanym placyku, a trawniki zostawić w spokoju. Ale gdzie tam.
Nie wiem. Może kostka brukowa jest już pod ochroną? Może nie wolno? Może czeka cierpliwie na jaką ławeczkę patriotyczną z odzysku? Kto to tam wie…
Vtip za stowku? Raczyj: - Ani pynsa! – jak to godoł kumpel z technikum. A kto wierzy w „miejską zieleń”, ten jeleń. O!
Kurtyna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.