Z komentarza księdza Janusza Wilka do 2 Tm 3,10-13 (Biblia Impulsy XIV): „Święty lub człowiek będący wzorem do naśladowania wyznacza kierunek, szlak trzeba przecierać już indywidualnie”. I dalej: „Bądź człowiekiem, który potrafi zaproponować coś dobrego”.
Nie wygląda to dobrze, przyznajmy. Niby pokolenie (pokolenia!) indywidualistów, a taka powszechna bluszczowatość wokół:myślenie ograniczone do kopiuj-wklej, uproszczony osąd, uznawanie za własne opinii czasem już nawet nie duchowych przewodników, a portali i kanałów (co za dwuznaczne słowa!).
Świat ludzkich relacji ograniczony do tego, co pokażą w popularnym serialu. Uwieszanie się na tym czy tamtej, szukanie wglądu w cudze życie tak jakby nie wystarczało nam własne. Przytaknięcia, by poczuć się na czasie, negacje, by nie poczuć się nie na czasie. Naśladownictwo we wszystkim: od ubioru, stylu życia, zakupów (te wszystkie buty, szampony, zegarki) po modne lektury, o których się mówi, ale których się nie czyta. Te nasze urlopy – koniecznie w Toskanii lub „uroczym zakątku” z prostotą na wymiar – nieważne że stresujące. Gdzie tu jest nasza niezależność i indywidualność? Gdzie jesteśmy my sami? Kiedyśmy się tak zwolnili z myślenia, odarli z uczuć, zrezygnowali z pragnień?
Przecieranie szlaku – osobiste, wytrwałe, z całą niedogodnością w trakcie i zachwytem u kresu: czy jest jeszcze warte wysiłku? Przeżywać własne życie, chrześcijaństwo, powołanie „po swojemu” – nie musimy rozumieć tego dzisiaj jako synonimu oderwania od wartości, a przeciwnie: raczej jako sposób na przylgniecie do nich, uznanie ich za jak najbardziej swoje, na własnej skórze doświadczone.
Proponowanie czegoś dobrego wydaje się nakładać na nas dużą odpowiedzialność. W pierwszym odruchu kojarzy mi się z reklamą: ci wszyscy piękni, pewni siebie, radośni i dobrze odżywieni oferują nam udział w tej atrakcyjności za ustaloną cenę. Jesteśmy skłonni ją zapłacić oczywiście, ale przecież są oni tylko wynajętymi aktorami, a ten błysk w oku to jedynie kuglarska sztuczka. Dobro, które możemy sobie nawzajem zaproponować, osiąga się jednak w inny sposób, czyż nie?
Bądźmy poważni. Niekoniecznie najlepszą matką jest ta zawsze uśmiechnięta, zadbana, którą może podziwiamy skrycie. Niekoniecznie najlepszym księdzem jest ten na świeczniku, którego warto dodać do znajomych. I wielcy święci (mimo wielu wysiłków malarzy obrazów kanonizacyjnych) nie zawsze wydają się wizualnie czy życiorysowo atrakcyjni. Zakonnica, której dyskretne towarzyszenie rozwiązuje nasze problemy, ktoś czuwający przy łóżku chorego, niefotogeniczny naukowiec – wszyscy oni wskazują nam kierunek o wiele wyraźniej niż ci, którzy mogą wydawać się chodzącą reklamą błogosławieństwa.
Wskazany nam kierunek – szlak, którym podążamy – upragnione dobro. Oby.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Leon XIV do abp Wachowskiego: będą cię poznawać nie po słowach, ale po miłości
"Gdy przepisywałam Pismo Święte, trafiałam na słowa, które odniosłam do siebie, do swojego życia".
Nikt nie jest powołany do rozkazywania, wszyscy są powołani do służenia.