Na polu rozeznania kto do czego się nadaje mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w polskim Kościele.
Koniec roku szkolnego. Uczniowie na wakacjach. Nauczyciele na urlopach. Z pewnością zasłużonych. Czas na oddech, odrobinę szaleństwa, inny niż intelektualny wysiłek. Ale nie dla wszystkich. Jest grupa już myśląca o wrześniowym dzwonku, kiedy to staną przed uczniami w nowej roli. Wśród nich także wyświęceni w tym roku księża. Co czują? Z jakim nastawieniem czekają na swój pedagogiczny start?
Entuzjazm pierwszych dni kapłaństwa miesza się z niepewnością, odrobiną lęku. Takie wrażenie można odnieść w rozmowach. Jedno i drugie uzasadnione. Przecież po to szli do seminarium, by iść i głosić. Ale mają za sobą także doświadczenie bycia uczniem. Pamiętają jak to wyglądało w liceum czy technikum. Gdy nauczyciel religii zmierzyć się musiał z obojętnością, zmęczeniem, niekiedy prawdziwą bądź udawaną niechęcią.
Ktoś powie: mają za sobą wykłady z pedagogiki, psychologii, metodologii katechezy, praktykę w szkołach. Ostatniej wielokrotnie byłem świadkiem. Z reguły proponowałem najlepsze klasy. Też bywało różnie. Świetny konspekt, określający cel dydaktyczny i wychowawczy, przygotowane materiały dla grup, pytania pomocnicze na okoliczność niezrozumienia tematu. Koniec końców jedna podniesiona ręka bardziej aktywnego ucznia wszystko wywraca do góry nogami. Na twarzy praktykanta blady strach. Przecież w ostatniej ławce siedzi oceniający realizację konspektu wykładowca, a on sam niezbyt wie jak wybrnąć z sytuacji. Z minuty na minutę słabnie zaangażowanie klasy, a praktykant usiłuje wrócić do konspektu. Między nim a uczniami wyrasta niewidoczny mur.
Co oczywiście nie znaczy, że nauczyciel religii ma być skrzynką odpowiedzi na niezwiązane z programem pytania. Od tego jest choćby serwis zapytaj naszego portalu. Podobnych miejsc jest w Internecie więcej. A i klubów dyskusyjnych, gdzie rozmawia się twarzą w twarz jest sporo. Lekcja religii, podobnie jak każda inna, klubem dyskusyjnym nie jest. Jej zadaniem jest przekaz i utrwalenie wiedzy (nie wiary!) z pogranicza teologii, kultury i nauk ścisłych. Nie trzeba być specjalistą, wystarczy poczytać fora, by dostrzec braki. Wiara potrzebuje zrozumienia. To żadna nowość. Lekcja religii ma być jednym z filarów. Skrzydeł – jak napisał święty Jan Paweł II.
Osobnym tematem są tak zwane szkoły trudne. Mającym rozpocząć pracę w szkole rozmówcom daję niekiedy kilka typowych przykładów sytuacji, z jakimi mogą się spotkać. Masz, mówię im, trzy sekundy na reakcję. Inaczej jesteś przegrany. Nie zdarzyło się jeszcze, by którykolwiek z nich zdał test. Co świadczy o poważnych brakach w przygotowaniu, zakładającym pewien poziom wiary, wiedzy religijnej i kultury osobistej. Z tym zaś bywa różnie. Umiejętność radzenia sobie z uczniem agresywnym jest sztuką, wymagającą wiedzy (choćby analiza transakcyjna i krzyżowanie interakcji, oddziaływanie wielopoziomowe) i odrobiny empatii. Także osobistych predyspozycji.
Te nie zawsze brane są pod uwagę. Pamiętam młodego księdza. Wrażliwiec, muzyk, posłany do szkoły, gdzie żadna z tych cech nie była przydatna. Rozpłakał się na pierwszej lekcji. Gdy opowiadałem jego historię znajomemu dyrektorowi poprawczaka, ten zapytał: zabrano go z tej szkoły? Nie – odparłem. To był niewybaczalny błąd. On nie miał czego w tej szkole szukać. Był przegrany.
Niestety, niewielu przełożonych myśli tymi kategoriami. Zakłada się wręcz, że łaska sakramentu kapłaństwa czyni człowieka zdolnym do zaangażowania w każdym środowisku. A tak nie jest. Nie każdy nadaje się do liceum. Nie każdy do pracy z młodzieżą trudną. Niektórzy w ogóle nie powinni pracować w szkole. Na polu rozeznania kto do czego się nadaje mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w polskim Kościele.
Dlaczego piszę o tym dwa miesiące przed rozpoczęciem roku szkolnego? Bo wakacje to także czas spotkań. Rozmów przy kawie, grillu czy ognisku, spacerów po górskich dolinach. Dobry czas na wymianę doświadczeń między pracującymi w szkole od kilku lat i mającymi w najbliższych miesiącach wystartować. Oczywiście nie każde doświadczenie da się powielić. Ale przynajmniej wiadomo będzie w jakim pójść kierunku. I – przy okazji – zarazić się pasją. Nie ukrywajmy. Pracujący kilkanaście/kilkadziesiąt lat w szkole, to pasjonaci. Wręcz szaleńcy. Inny nie wytrzyma. Jak wyznał mi kiedyś jeden z nich: bo ja tę pracę kocham. Uczniowie, także ci trudni, tę miłość widzą. I potrafią, na swój sposób, ją docenić.
Szedłem kiedyś z kolegą ulica dużego miasta. Nagle słyszymy za sobą wołanie: proszę księdza, proszę księdza! Oglądamy się za siebie. Biegnie za nami dorosły mężczyzna. Ciągnie za sobą małego berbecia i pyta: księdza mnie pamięta? Nie, odpowiada kolega. Facet nie daje za wygraną, przypomina pewne okoliczności, kolega zaskakuje. I teraz ma miejsce jedna z najpiękniejszych scen, jakich w życiu byłem świadkiem. Ojciec wskazuje ręką kolegę i mówi do syna: za każdym razem, gdy tego księdza zobaczysz, masz się elegancko ukłonić i powiedzieć „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”; bo dzięki temu księdzu twój tata jest człowiekiem. Żebyś ty wiedział – mówi już po wszystkim kolega – co ja w tej klasie przeżyłem.
Takich spotkań, wyznał przed kilkoma tygodniami młody ksiądz, brakuje na studiach, w seminarium. Ubogaceni doświadczeniami kochających swoją pracę praktyków z pewnością z mniejszym lękiem przekraczalibyśmy progi szkoły.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).