Stare i nowe

xwl

Jesteśmy niewolnikami czasu minionego. Tymczasem: Słowo Pana trwa na wieki, Msza po staremu się odprawia, reszta jest zmienna.

Reklama

Przypowieść o starym i młodym winie prawdopodobnie większość z czytelników zna dobrze. Może nawet na pamięć. Sięgamy po nią od czasu do czasu, nie do końca mając świadomość, że to kolejny, po winnicy, Bożej budowli, owczarni i roli uprawnej, klucz do rozumienia tajemnicy Kościoła. Nie tylko ją opisujący. Także kształtujący jego wczoraj, dziś i jutro, ze wszystkimi praktycznymi konsekwencjami, we wszystkich obszarach jego życia.

Wczoraj przeczytałem: przeszło tysiąc lat potrzebował Kościół, by dojrzeć do ustanowienia specjalnego święta ku czci Najświętszego Sakramentu. Dziś jest ono dla nas czymś oczywistym. Było takim gdy na ulice wyszły pierwsze procesje? Przy okazji nasuwa się inna refleksja. W kościelnej przestrzeni święto niemal równolegle pojawiło się z przykazaniem, nakazującym Komunię świętą wielkanocną. Możemy zatem pytać co się stało z pobożnością wiernych, że potrzebny był taki nakaz. Pierwsze wieki, choć tworzyły nowe, liczne święta, być może nie potrzebowały Bożego Ciała, gdyż wierni karmili się Eucharystią w każdą niedzielę. A po niej żywe monstrancje szły do domów i otaczającego świata.

O tej żywej monstrancji myślę za każdym razem gdy odchodzący od Komunii świętej wierny, wracając do ławki, klęka przed tabernakulum. Pozostałość czasów minionych, gdy z reguły udzielano Komunii poza Mszą. Więc patrzę i pytam o wiarę w prawdziwą i rzeczywistą obecność Jezusa we mnie, w przyjmującym ją wiernym. To na tę okoliczność wymyśliłem sobie wspomnianą żywą monstrancję. Przesada? Już święty Augustyn przypominał wiernym: stajesz się Tym, którego przyjmujesz.

Kto wie, może potrzebne było kolejnych prawie tysiąc lat wychodzenia na ulice, budowania ołtarzy, śpiewania nabożnych pieśni, adoracji, byśmy na nowo odkryli, że uwielbiany w procesji Jezus nie chce być życiem obok nas, lecz w nas. Dlatego stał się Chlebem – Pokarmem dla duszy i ciała. Przy okazji… Zgorszyła się pewna parafianka, gdy, idąc za intuicją redakcyjnego kolegi Marcina, powiedziałem: Pan Jezus nie wchodzi do serca ale do żołądka. Eucharystia jest Bożym darem. Mającym przemieniać, przebóstwiać – jakby powiedzieli nas bracia z Kościołów Wschodnich – całego człowieka, we wszystkich wymiarach jego życia. O to właśnie chodziło w całym ruchu liturgicznym i soborowej odnowie liturgii. Kto wie, może w następnych dziesięciolecia będzie już mniej nacisku na formy zewnętrzne kultu Eucharystii, a więcej na świadome, pełne i czynne w niej uczestnictwo. Bo w tej materii sporo jest jeszcze do zrobienia. I – daj Boże – dojdziemy do takiego momentu, w którym nie trzeba będzie nakazywać Komunii świętej wielkanocnej.

Z innej beczki. Wczorajszy dokument o małżeńskim katechumenacie. Jest wielce prawdopodobne, że zostanie przyjęty z bardzo dużymi oporami. Księże – mówi parafianin – kiedyś proboszcz przepytał mnie w kancelarii z pacierza, a potem był ślub. Potem wymyślili dziesięć katechez, by dojść do przygotowania rocznego. To co teraz? Kilka lat przed ślubem na jakiś tam katechumenat? Stare i nowe. Otóż katechumenat małżeński nie był potrzebny, gdy cała cywilizacja zanurzona była w chrześcijaństwie. Teraz zanurzona jest w duchowej pustce, którą próbuje się wypełnić wszelkiej maści świeckimi tradycjami. I nie robią tego ateiści, ale ochrzczeni. A przecież w sakramencie małżeństwa chodzi o to, by zwykłą, ale i piękną ludzką miłość zanurzyć w Bogu. Dlatego potrzebne jest „nowe”, czyli małżeński katechumenat.

Przygotowanie do Bożego Ciała. Kilka osób kręci się wokół świątyni. Ktoś mówi: bo ksiądz powinien krzyknąć, nakazać i mają przyjść. Coraz częściej, nie tylko w mojej parafii, można usłyszeć podobne rady. Dać indeksy, sprawdzać co niedziela, pilnować, tupać. Tu nie indeks – mówię – i proboszczowskie tupnięcie jest potrzebne. Tu potrzebna jest ewangelizacja. Jak to ewangelizacja? Słyszę w odpowiedzi, przecież są ochrzczeni. Owszem, ale później rodzice mówili im, że mają ważniejsze sprawy na głowie. Dziś jest długi weekend na Boże Ciało i od tych ważniejszych rzeczy odpoczywają. Jaki wniosek?

Wszyscy wiedzą o potrzebie nowego stylu duszpasterskiego. Bo to, co jest, a właściwie było, już nie wróci. Rzecz w tym, że chcemy nowe wino lać do starych bukłaków. Jesteśmy niewolnikami czasu minionego. Tymczasem: Słowo Pana trwa na wieki, Msza po staremu się odprawia, reszta jest zmienna. Co prawda nie jak pogoda, ale zmienna. I trzeba odwagi, by wydobywając ze skarbca rzeczy stare, nie gardzić nowymi.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama