Rozważania prowadzone w trakcie nabożeństwa majowego arcybiskup koadiutor poświęcił jednemu z nowych zawołań w Litanii Loretańskiej - "Matko nadziei".
W słowie skierowanym do zebranych na kalwaryjskim wzgórzu abp Adrian Galbas zwrócił uwagę, że przywoływane w litanii tytułu Maryi można zamknąć w jednym zawołaniu św. Bernarda: „Tota pulchra es Maria” („Cała piękna jesteś Maryjo”). Przypomniał także o nowych wezwaniach, które wprowadził papież Franciszek: „Matko Miłosierdzia”, „Pociecho migrantów” i „Matko nadziei”. – Wybierając do rozważań to wezwanie, nie chcę pomniejszać pierwszego, które związane jest z Piekarami: „Matka sprawiedliwości i miłości społecznej”, bo przecież dotyczy to tej samej Maryi – zastrzegł. – Nadzieja to nie matka głupków, jak często obraźliwie się o niej mówi. Przeciwnie: jest matką mędrców i ludzi wytrwałych, siostrą wiary i miłości. Jak powiedział Charles Pegui, francuski myśliciel: „Wiara to katedra, miłość to szpital, ale obie bez nadziei byłyby tylko cmentarzem”. Lubię też i tę definicję nadziei, że „nadzieja to wiara, że jeszcze można przeżyć miłość”. Nie wiem kto to zdanie wymyślił, nie ja, ale jest bardzo moje – zauważył abp Adrian Galbas.
Arcybiskup koadiutor przypomniał, że nadzieja to nie jest tani optymizm ani naiwne myślenie, że jakoś to będzie. To wiara mimo przeciwności losu. Zwrócił uwagę na wzór Maryi i jej wierności raz powiedzianemu „fiat”, mimo że po zwiastowaniu „odszedł do Niej anioł” i „już nigdy na kartach Ewangelii nie spotkamy anioła obok Niej”. – Przeciwnie: twardo stąpając po bezanielskiej ziemi swojego codziennego i na pierwszy rzut oka i na pierwszy rzut serca – bezowocnego – życia, trzymała się – jak pijany muru - tamtego „fiat”. I wytrwała – przypomniał kaznodzieja.
Abp Adrian Galbas nie ukrywał, że postawa nadziei wiąże się z chwilami zwątpienia. – Może teraz macie taką chwilę. Tu, na tej pielgrzymce! By to wszystko rzucić w diabły! Swoje małżeństwo, swoje dzieci, ważne dla siebie relacje, kapłaństwo albo nawet i całe to życie. Nieszczęśliwe i niepocieszone, mimo nadmiaru alkoholu i rozrywającej rozrywki. Rzucić to wszystko w diabły! Nie smakuje ci pocałunek żony na dzień dobry ani pocałunek ołtarza. Czujesz się jak manekin: praca-dom, praca-dom, praca-dom, niedogadywania jest więcej niż dogadania, kłótni i ciszy po wrzasku więcej niż spokojnej rozmowy i przyjaznego milczenia. I jeszcze pesel. Jedni mówią ci, że masz syndrom zamykających się drzwi, bo to normalne przy czterdziestce, inni, że „po pięćdziesiątce życie się zacina”, a jeszcze inni, że „po kopie to po chłopie”. A przecież ty już dawno jesteś „po kopie”. I tak to idzie: od rozczarowania do rozpaczy – zastanawiał się. – Maryja jest obok. I gdy masz dwadzieścia lat i gdy osiemdziesiąt i gdy coś pomiędzy. Jest obok. Z łagodnością, jak na naszym piekarskim obrazie spogląda na ciebie, pokazuje Chrystusa i mówi delikatnie: to ma sens. Wytrwaj. Wytrzymaj, nie dezerteruj. Poszukaj pomocy, ale nie dezerteruj. Pomogę Ci. Nie masz anioła, ale masz mnie – przypomniał.
Kaznodzieja zwrócił uwagę zebranych na nadzieję życia wiecznego, nazywaną „chrześcijańskim klejnotem”. – Nasze życie doczesne przeżywamy w świecie niedoskonałym, w którym jest niedostatek i niespełnienie, śmierć i cierpienie, z którymi czasem musimy się mierzyć indywidualnie, a czasem, jak ostatnio, także zbiorowo. Ale jest też inny świat i o nim dopiero Pismo Święte napisze, że tam nie będzie płaczu i łez, i śmierci, i żałoby. Świat, w którym Chrystus będzie wszystkim we wszystkich – mówił. – Tak, bracia, jest jakieś „tam”. Nie tylko jakieś „tu”. Jest jakieś „potem”, nie tylko jakieś „teraz”. Jest i nie wolno nam o nim zapomnieć – dodał arcybiskup koadiutor.
Abp Adrian Galbas odwołując się do cechującej chrześcijan nadziei na życie wieczne, wspomniał o poznanym młodym mężczyźnie – Michale. Był on założycielem Klub Zdobywców Królestwa Niebieskiego. Jego członkowie codziennie uczestniczyli we Mszy św., każdego dnia czytali Pismo Święte, regularnie się modlili. Michał zachorował i odszedł po serii nieudanych operacji. Żegnając się z bliskimi, pocieszał ich: „Nie płaczcie, najpiękniejsze dopiero przede mną”. – Najpiękniejsze dopiero przed nami! I to nie jest kolacja po powrocie do domu. To jest dzień, gdy spełni się nasza nadzieja, gdy ujrzymy Jezusa i Maryję twarzą w twarz – przypomniał.
– Taka nadzieja jest nam, mężczyznom, bardzo potrzebna. Bez niej jesteśmy labilni, niewytrwali, kaci lub kastraci, niezdecydowani jak Piotruś Pan. Nie wiadomo, czy jeszcze Piotruś, czy już Pan. Niby pan: dorosły facet, po mutacji i z zarostem, a jednak Piotruś, wieczne, niedojrzałe dziecko. Niedopieszczone i kapryśne. Czasem w krawacie, czasem w koloratce, ale dziecko – zauważył abp A. Galbas.
– Tegoroczna pielgrzymka powoli się kończy, ale niech zacznie się pielgrzymka życia: gdy pójdziemy stąd do naszej zwykłości, do ludzi, z którymi jesteśmy w relacjach i zaniesiemy im trochę nadziei. Niech nadzieja przyjdzie do nich z nami i przez nas. Niech choć trochę podniosą w górę swoje głowy i serca – prosił zebranych.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.