W języku współczesnej kultury coraz częściej brakuje obrazów i słów zdolnych opowiedzieć historię śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dobra Nowina nie przetłumaczona na język kultury XXI wieku coraz częściej staje się niema lub niezrozumiała. To poważne zaniedbanie, ale i wielkie wyzwanie – mówi Dariusz Karłowicz w rozmowie na temat nowego projektu Teologii Politycznej i Instytutu Kultury św. Jana Pawła II, mającego na celu odnowienie sztuki sakralnej.
Powiedział Pan, że to początek. A co dalej?
Mamy plany na wiele lat. Dokładnie na dwadzieścia jeden lat. Ale chyba jeszcze za wcześnie na szczegóły. Zostawmy coś na później.
Dlaczego tę kwestię uważa pan za tak ważną?
Z pewnością nie chodzi tu o sprawę interesującą wyłącznie garstkę estetów, ale o przyszłość Kościoła. Mam na myśli kolejne pokolenia, do których dzieła wielkich mistrzów nie przemawiają już z dawną mocą. Koncentrujemy się na malarstwie, ale to samo powiedzieć można niestety również o innych dziedzinach sztuki – o filmie, prozie, architekturze czy poezji. W języku współczesnej kultury coraz częściej brakuje obrazów i słów zdolnych opowiedzieć historię śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dobra Nowina nie przetłumaczona na język kultury XXI wieku coraz częściej staje się niema lub niezrozumiała. To poważne zaniedbanie – ale i wielkie wyzwanie. Wyrażanie nauki Chrystusa językiem kolejnego pokolenia jest wszak obowiązkiem tych, którzy mają przekazać światu Prawdę – to rodzaj naszej współpracy w dziele Wcielenia. Dla chrześcijaństwa kultura nie jest luksusem, ale powietrzem, którym oddycha.
Czy rozwód katolicyzmu i sztuki jest wyłącznie problem dla Kościoła?
Z pewnością nie. Bez sacrum kultura umiera, prowadzi donikąd, zjada własny ogon - w najlepszym wypadku staje się publicystyką albo pełni funkcje dekoracyjne. Kto nie wierzy T.S. Eliotowi niech sięgnie do teologii starożytnych Greków. Starożytny mit mówił, że muzy są dziećmi pamięci i najwyższego boga. To córki Zeusa i Mnemosyne. To bardzo głęboka myśl: rdzeniem kultury są zapisane w pamięci epifanie Bóstwa. Bez odniesienia do tego, co nas przekracza kultura staje się stertą pozbawionych znaczenia pamiątek – jest pamięcią rzeczy nieistotnych. Okazuje się bezsilna, pozbawiona miary. Nie przemienia, nie daje nadziei zbawienia, nie wyzwala. Bezwolnie przytakuje tragedii, pustce, samotności, rozpaczy, nienawiści i nudzie.
Dlaczego sztuka opuściła Kościół?
Jest cały szereg przyczyn obecnego stanu rzeczy. Można widzieć tu efekt sekularyzacji kultury zachodniej, można wskazać na niechętnych chrześcijaństwu kuratorów, galerie, media i akademie. Można też wskazać na Kościół - mówiąc o nowym ikonoklazmie i o swoistej protestantyzacji katolickiej wyobraźni. Kluczowy dla kościelnej obojętności wydaje mi się przede wszystkim brak poważnej refleksji nad teologią sztuki i nieświadomość obowiązku wcielania chrześcijaństwa w język nowej kultury. Zachwyt i niezwykła czułość jakie zachodnia sztuka żywiła wobec rzeczywistości zmysłowej wyrastały z głębokiej medytacji nad aktami stworzenia i wcielenia. Na Zachodzie natura jest przedmiotem sztuki, bo jest drogą prowadzącą do Celu. Taka sztuka umiera wraz z wiarą.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).