Czy papież Franciszek postąpił słusznie? Moim zdaniem tak. Ale...
Mija tydzień od opublikowania przez papieża Franciszka Motu proprio Traditionis custodes. Mnóstwo słów już padło, mnóstwo pewnie jeszcze padnie. Emocje... No nie wiem, może u wielu nie opadły, a z czasem wręcz się nakręciły. W każdym razie siedem dni to na pewno już odpowiedni czas, by do sprawy podejść bez większych emocji.
Nie ukrywam, że od lat należę do ludzi podejrzliwie patrzących na tradycjonalistów. Zbyt wielu dyskusji na te tematy byłem świadkiem, zbyt wiele wręcz bluźnierstw pod adresem Eucharystii sprawowanej zgodnie z posoborowymi reformami słyszałem, żeby nie dostrzegać, że jest problem. Zwłaszcza że w tle bardzo często był jeszcze negatywny stosunek do ostatniego soboru, przede wszystkim kwestii ekumenizmu, dialogu międzyreligijnego i wolności religijnej. Kiedy Benedykt XVI „uwalniał” tę liturgię i dawał środowiskom tradycjonalistów niesłychane przywileje – w jakiejś mierze nawet wyjęcie spod władzy biskupa diecezjalnego – byłem przerażony. W moim odczuciu był to poważny błąd. Uspokoił mnie dopiero jego list, w którym tłumaczył motywy swojej decyzji. W swojej wymowie tchnący prawdą i wielką miłością. Tak, ten list mnie uspokoił. Gdy w tle jest miłość, decyzja, nawet po ludzku błędna, może przynieść wiele dobra.
Dziś, no cóż.... Gdy czytam na spokojnie Traditionis custodes nie znajduję tam powodów do uznania, że ktoś tu jest krzywdzony. Że, zgodnie z treścią art. 2, do biskupa miejsca „należy zezwolenie na używanie w diecezji Mszału Rzymskiego z 1962 r. ?” i że od biskupa zależeć ma kiedy i gdzie będą celebrować (art. 3, par 2-3)? Tak być powinno. I jest w stosunku do każdej innej wspólnoty. Niesłychanym było, że biskupa tej prerogatywy pozbawiono, sprzyjając powstawaniu na terenie diecezji „Kościołów równoległych”. Że biskup ma się upewnić co do prawowierności tych grup (art. 3 par 1) i ma ustanowić kapłana odpowiedzialnego dla nich ? W tym też nie ma nic nadzwyczajnego. Każda grupa, każdy ruch w diecezji takiej kontroli podlegają. Że zakazuje tworzenia parafii personalnych (art. 2 par 2)? Toż fakt, że są tworzone pokazuje, że ta konkretna wspólnota jest w kontrze do innych katolików, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. A zakaz sprawowania według tego mszału dla kapłanów już wyświęconych bez zgody biskupa... Cóż w tym nadzwyczajnego? Czy normalną jest sytuacja, w której ktoś robi to bez takiej zgody albo i wbrew woli biskupa? Albo tworzenie nowych wspólnot: czy np. grekokatolicy tworzą swoje wspólnoty przeciągając do nich katolików rzymskich? Nie, bo prawo kanoniczne generalnie tego zabraniając ściśle reguluje zasady, w których jest to możliwe.
Podobnie jest z podporządkowaniem Instytutów życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia apostolskiego stosownej watykańskiej dykasterii (art. 6), a nie robienie dla nich wyjątku w postaci podporządkowania Komisji Ecclesia Dei. Papież Benedykt motywował swoją decyzję miłością, ale, co podkreśla sporo komentatorów, wiele wspólnot „katolików tradycyjnych” nie odpowiedziało tym samym, a wykorzystało sytuację do tworzenia „Kościoła w Kościele”. Franciszek, po konsultacji z biskupami, którzy najlepiej wiedzą, jak te wspólnoty funkcjonują na ich terenie, postanowił te sprawy uporządkować. I tyle.
W moim odczuciu środowiska katolików tradycyjnych, o czym już wspomniałem, działają dość często w kontrze przeciw „katolikom posoborowym” nie tylko w kwestii sprawowania liturgii. Wspomniane ekumenizm, dialog międzyreligijny i religijna wolność to tego tylko sztandarowe przykłady. Uogólnienia? To może warto byłoby przeprowadzić stosowną ankietę i przekonać się czy i w jakiej mierze. Zresztą oburzając się, że stosuje się wobec nich uogólnienia jednocześnie sami dość łatwo uogólniają. Na przykład kiedy jakieś nadużycia we wspomnianych wyżej dziedzinach, nadużycia w sprawowaniu liturgii albo niewierność tradycyjnemu nauczaniu Kościoła rozciągają na całe „posoborowie”. Nie chcą zauważyć, że choć kij ma dwa końce, to między tymi końcami, tymi skrajnościami, jest całkiem spora reszta kija. I że nie każdy, kto przyjmuje jako swoje nauczanie ostatniego soboru jest jednocześnie zwolennikiem wypaczeń, jakie niektórzy katolicy do Kościoła próbują wprowadzić. Słusznie oburzając się na owe wypaczenia tradycjonaliści niesłusznie oskarżają o nie tych, którzy nie zamierzają iść z nimi, a kochają „nową liturgię”; którzy rozumieją znaczenie miłości dla wyznających, że „Jezus jest Panem” choć nie są w Kościele katolickim, a Dobra Nowinę głosić chcą nie potępieniami inaczej myślących, ale z szacunkiem wsłuchując się w to, co mają do powiedzenia.
W moim odczuciu papieskie Motu proprio jest więc próbą uporządkowania spraw związanych z funkcjonowaniem grup tradycjonalistów w Kościele. Jest też jasnym przypomnieniem, że nie można być w Kościele de facto budując w nim „Kościół równoległy”. W jednym się jednak z krytykami tej decyzji zgadzam. Podobnie jak oni oczekuję od papieża Franciszka podobnych kroków odnośnie do tych, którzy wprowadzają do Kościoła nowinki sprzeczne z całą jego Tradycją, o wyraźnym kontestowaniu nauki Jezusa już nie mówiąc.
Jestem zresztą przekonany, że przyszłość Kościoła leży nie w tym, by dostosowywać Kościół do „ducha czasu” ulegając różnorakim współczesnym modom, ale w wiernym trwaniu przy nauce Chrystusa na przekór wszystkiemu i wszystkim. Przetrwa tylko Kościół, który jest wyrazisty. Miałki, próbujący kokietować świat i ukrywać, co w nauczaniu Jezusa współczesnemu człowiekowi niewygodne, nie przetrwa. W tym sensie – trochę paradoksalnie – uważam, że to właśnie przywiązanie do Tradycji (przez wielkie T) jest przyszłością Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.