W wywiadzie z kard. Müllerem także obszernie wyzwania związane z dialogiem ekumenicznym.
Czy zdaniem Księdza Kardynała można przezwyciężyć różnice w rozumieniu Komunii protestanckiej i katolickiej?
Tak, to jest cel. Z pewnością poczyniliśmy już postępy na drodze do wspólnego podstawowego zrozumienia. Jednak cel ten nie został osiągnięty, zwłaszcza w kwestii władzy konsekrowania przez kapłana ważnie wyświęconego przez biskupa. Niezmienne - zgodnie z doktryną katolicką - nie do przyjęcia byłoby ze strony katolickiej bagatelizowanie rozbieżności w wyznaniu wiary do rozbieżności w szkole teologicznej.
Ze względu na obecną pandemię, prawie nie ma Mszy św. Dlatego wielu wiernych nie przystępuje do Komunii świętej. Czy w związku z tym jest możliwe, podobnie jak w Kościele ewangelicko-luterańskim, aby kapłan mógł konsekrować chleb i wino na odległość za pomocą Internetu, tak jak konsekruje się hostie na bardzo dużą skalę na Mszach papieskich czy z okazji Światowych Dni Młodzieży, bez możliwości znalezienia miejsca na ołtarzu dla wszystkich kielichów z hostiami?
Konsekracja na odległość jest sakramentalno-teologicznym absurdem i nadużyciem. Ważna jest fizyczna obecność. Gdyby jednak Chrystus był prawdziwie, rzeczywiście i istotowo obecny tylko w wierze odbiorcy, a nie w darach eucharystycznych, to obraz w telewizji byłby wirtualnym zapewnieniem, które jest skuteczne psychologicznie, ale nie sakramentalnie. Chrystus naprawdę umarł z ciałem i krwią na krzyżu, a nie tylko pozornie, jak sądzili zwolennicy doketyzmu. Niech Bóg nas strzeże w czasach wirtualności przed sakramentalno-teologicznym doketyzmem w modnie przerobionej szacie.
W Biblii nie znajdujemy żadnych reguł, które określałby warunki przyjmowania Komunii św. dla osób, które nie zostały ochrzczone jako rzymscy katolicy. Czy z tego faktu można wywnioskować, że warunki były jedynie wymyślone przez ludzi, a więc nie były pochodzenia boskiego, tak że mogą zostać uchylone?
Oczywiście, w czasach biblijnych ten problem jeszcze nie istniał, dlatego nie ma tam instrukcji, jak w książce kucharskiej, co szczegółowo mówić i czynić w przypadku wszystkich przyszłych wyzwań. Świadectwo biblijne zawiera jednak całość Objawienia w jego istotnych rysach, tak że stamtąd mogły utwierdzić się w swojej prawdzie i rozwinąć w swoim wyrazie również nauka o Trójcy Świętej i Wcieleniu, jak również wszystkie inne tajemnice, które niesie ze sobą prawda Objawienia.
Czy ruch ekumeniczny może posunąć się tak daleko, aby stając się „ekumenizmem obojętności” zanegować różnice teologiczne, w celu osiągnięcia jedność?
Jeśli wszystko sprowadza się do religii cywilnej, to przestają istnieć nie tylko różnice, ale i podstawowa jedność w wierze w Boga Trójjedynego, w boskość Chrystusa, w konieczność łaski, w życie wieczne. Indyferentyzm i relatywizm w kwestii prawdy są fałszywymi przyjaciółmi ruchu ekumenicznego, a w rzeczywistości jego grabarzami.
Czy uważa Ksiądz Kardynał, że ma sens, tak jak w przypadku sprawy sądowej, osiągnięcie jedności Kościoła poprzez wycofanie przez obie strony swoich żądań zgodnie z zasadą: daj abyś otrzymał i targowanie się aż do znalezienia wspólnego mianownika?
Ekumenizm jest posłuszeństwem woli Chrystusa, który pragnie jedności swoich uczniów, aby świat uwierzył, a nie drobiazgowym targowaniem się czy wręcz prymitywnym handlem końmi.
Czy pragnienie stworzenia jednego Kościoła Świętego może doprowadzić do porzucenia warunków konstytutywnych Kościoła rzymskokatolickiego?
Kościół katolicki mógłby się poddać, gdyby był tylko ugrupowaniem religijnym stworzonym przez człowieka. Dlaczego klub sportowy nie miałby się rozwiązać lub połączyć z innym? Wierzy on jednak w Trójjedynego Boga, który również zwołał swój lud i powierzył apostołom głoszenie Ewangelii wszystkim narodom i udzielanie łaski w sakramentach. I tak Kościół wierzy, że w Chrystusie jest „powszechnym sakramentem zbawienia świata” (Sobór Watykański II, Lumen gentium 1; 48).
Z pewnością niekatolik może nam to przekonanie z oburzeniem zarzucić jako poczucie wyższości i zarozumiałość, albo, w oświeconym sceptycyzmie, wyśmiać. Ale na mocy jakiego intelektualnego i moralnego prawa apodyktycznie potwierdza on swój relatywizm i odmawia innym - jako jednostkom i jako wspólnocie - ludzkiego prawa do swobody przekonań? Jest dla mnie jasne, że czyni to będąc przekonanym, że nie może być żadnego Objawienia i że nasze przekonania muszą być zatem projekcjami. Ale to znowu jest tylko jego subiektywna opinia, której nie ma prawa stosować jako miary do sumienia innych.
Nawet jeśli istnieją jeszcze różnice między poszczególnymi wyznaniami, czy może Ksiądz Kardynał sobie wyobrazić, że przynajmniej zejdą one na dalszy plan, aby zbliżyć się do celu, jakim jest zjednoczenie chrześcijaństwa?
Klasyczna kontrowersja katolicko-protestancka nie dotyczy nauki o Bogu, stworzeniu czy łasce, ale ich pośrednictwa w Kościele i sakramentach. Z pewnością jesteśmy zjednoczeni w głównych artykułach wiary, jeśli nie popadliśmy w liberalne kulturowe chrześcijaństwo. Ale Kościół i sakramenty pozostają ważną kwestią. Jakim prawem ktoś twierdzi, że bierzmowanie, sakramentalna pokuta, namaszczenie chorych, święcenia kapłańskie, małżeństwo jako sakrament, episkopat czy papiestwo nie są ważne? Czy te prawdy mają trafić na stół relatywizmu jak na wyprzedaży?
Jeśli wiara nie jest już podstawą Kościoła, to rozpada się on w organizację o celach etycznych i społecznych, w której jednak każdy prywatnie wierzy w to, co mu się podoba. To izoluje każdego w jego jaźni, a wszyscy nie są już zjednoczeni w objawionej prawdzie uświęcającego Boga. Z jednego świętego Kościoła nie pozostałoby nic świętego ani jednoczącego. Nie byłby to już „Kościół Boga żywego, filar i podpora prawdy” (1 Tm 3,15).
Czy Kościół musi sięgać do wyników badań aktualnych tak zwanych realiów życia, aby interpretować nauczanie Kościoła?
Nie. Wyniesiona do rangi pastoralnego superdogmatu „rzeczywistość życia” jest koniem trojańskim zbudowanym przez przebiegłych oportunistów, aby omamić swoich prostodusznych przeciwników. Tylko Jezus zna w pełni nasze serca i zna realia ludzkiego życia na dobre i na złe. On jest Zbawicielem od grzechu, śmierci i diabła. Na realia życiowe rozwodu, zawiści i złej woli faryzeuszy, przemocy politycznej Rzymian nie zareagował dostosowaniem się i „zmianą paradygmatu” doktryny wiary Izraela. Przeciwnie, jako autorytet, przywrócił pierwotną wolę zbawczą Boga wbrew wszelkim przegięciom i alienacjom. On nie tylko inaczej interpretował świat i tu i ówdzie coś zmieniał, ale raz na zawsze przemienił go na dobre. Nie towarzyszy grzesznikowi w jego drodze ku przepaści, ale wzywa go do nawrócenia, aby mógł iść „wąską drogą, która prowadzi do życia” (Mt 7, 14).
Nawet jeśli Kościół nie musi podążać za głównym nurtem, aby uchodzić za nowoczesny, to czy nie powinien raczej starać się wpływać na ten nurt zgodnie z własnymi ideami?
Taka poprawność myślowa jest ideologią wrogą duchowi. Z punktu widzenia wiary nie możemy negocjować z ideologiami totalitarnymi, ale musimy zedrzeć z ich twarzy maskę. Każda demokracja pluralistycznego społeczeństwa obywatelskiego opartego na wolności sumienia i wyznania była i jest niszczona przez ideologie polityczne bolszewizmu, narodowego socjalizmu i dzisiejszego neomarksistowskiego socjalizmu kapitalistycznego w świecie zachodnim, czy też iluzję gender, która neguje i chce zniszczyć dwupłciowość zakorzenioną w ludzkim ciele.
Co rozumie Ksiądz Kardynał pod pojęciem neomarksistowskiego socjalizmu kapitalistycznego?
W Chinach mamy do czynienia z mieszanką kapitalizmu w gospodarce i komunizmu w ideologii, tak że oba systemy stają się środkami absolutnej dominacji. Na Zachodzie, w czasie kryzysu koronawirusa dziesięciu najbogatszych ludzi na świecie zdołało powiększyć wartość swoich fortun o 550 miliardów dolarów, podczas gdy miliony ludzi straciły pracę lub popadły poniżej granicy ubóstwa. Równocześnie w ich rękach znajdują się główne środki masowego przekazu. Mają więc monopol na interpretację wydarzeń w świecie, a zwykłych ludzi traktują jak niemowlęta, którymi mają się opiekować. Jest to nowa forma mieszania kapitalizmu z marksistowską kontrolą i dominacją nad masami. Jak Pan sądzi, dlaczego zainteresowane kręgi na Zachodzie podziwiają chiński system kontroli i nadzoru?
Czy można sobie wyobrazić, że - na wzór różnych katolickich Kościołów wschodnich - poszczególne rzymskokatolickie Kościoły narodowe otrzymują niezależność, że uznają papieża za głowę, ale mimo to będą miały inny, własny ustrój?
Nie, to byłoby zniszczenie Kościoła Chrystusowego i wiary katolickiej. Istota Kościoła czasów zbawienia, która ujawniła się w wydarzeniu Pięćdziesiątnicy, polega właśnie na tym, że wiara jednoczy tam, gdzie dzieli narodowość. Kościół niemiecki nie istnieje, chyba że w umysłach autorytarnych biskupów nadużywających swego urzędu, żądnych władzy funkcjonariuszy świeckich i profesorów nieprzejednanych ideologicznie. W świetle obrazu Kościoła z Vaticanum II, ci zwolennicy niemieckiego Kościoła narodowego nie są tak postępowi, jak im się wydaje, ale jeszcze bardziej reakcyjni, niż im się wydaje.
Kontrowersja między niemieckimi Kościołami lokalnymi a Watykanem o formułowanie doktryny jest postrzegany przez opinię publiczną jako spór. Czy ten spór może zwiększyć niezadowolenie z Kościoła i doprowadzić do kolejnych odejść z niego?
Ludzkie słabości i niedociągnięcia wyższych przedstawicieli są zawsze sprawdzianem naszej wiary, czy jesteśmy w Kościele z powodu Chrystusa, czy z powodu łask drugorzędnych. Ale nigdy nie są one podstawą, by odłączyć się od Kościoła. Jest On bowiem widzialnym ciałem Chrystusa i świątynią Ducha Świętego. Kto jednak grzeszy przeciwko jedności Kościoła przez poważne uchybienia, spory i żądzę władzy, ten jest również odpowiedzialny za utratę zewnętrznej wiarygodności Kościoła. Wiarygodności wewnętrznej Kościoła, to znaczy ofiarnej miłości Chrystusa dla naszego zbawienia i dobry przykład wielkich świętych, ale także niepozornych, gorliwych chrześcijan, których spotykamy w codziennym życiu - tej wiarygodności nie może zniszczyć żadna ziemska władza wewnątrz ani na zewnątrz jego wspólnoty (Mt 16, 18).
Czy ten spór może doprowadzić nawet do schizmy?
Kard. Müller: Obawiam się: tak! I mam nadzieję, że nie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).