Przez dwa dni bezskutecznie błagali o pomoc, która nie nadeszła. Unijne instytucje nie mają sobie jednak nic do zarzucenia, wszystko podobno odbyło się… zgodnie z procedurami.
Co się stało z naszym człowieczeństwem, że takie tragedie już nas nie poruszają? Co więcej, często wywołują cyniczny komentarz – sami tego chcieli, nikt ich nie zapraszał do Europy i nie kazał oddawać się w ręce przemytników ludzi. Myślę o 130 osobach, dla których Morze Śródziemne w minionym tygodniu stało się cmentarzem. Kolejny raz tragedia została sprowadzona do bezimiennych liczb, a przecież są to konkretni ludzie, a nie tylko bezduszne numery. Z każdym dniem wyciekają kolejne informacje i, jeśli okażą się prawdziwe, to będą powodem do ogromnej hańby dla każdego z nas. Walcząc ze wzburzonym morzem uchodźcy przed dwa dni bezskutecznie wysyłali sygnał SOS, który został zignorowany przez służby ratunkowe, a co gorsza statki, które mogły przyjść im z pomocą. Co się stało z honorem marynarzy? Mówiąc o tej tragedii papież Franciszek przypomniał ze smutkiem, że ci, którzy mogli pomóc, woleli odwrócić wzrok…
O tej globalizacji obojętności mówił już siedem lat temu, gdy odwiedził włoską wyspę Lampedusę, krótko po tym, jak u jej wybrzeży zatonęła łódź z 300 migrantami z Erytrei, Somalii i Libii. Media zachwycały się wówczas wrażliwością papieża. Jego gest zapalił na kilka chwil uwagę świata nad niekończącym się dramatem ludzi uchodzących przed głodem, wojnami i prześladowaniami. Wielu płakało wówczas słuchając opowieści kard. Konrada Krajewskiego, który towarzyszył nurkom wyławiającym z otchłani kolejne ciała. Silni mężczyźni łamali się, jak trzcina na widok matek do końca ściskających w swych objęciach kilkumiesięczne dzieci. Pamiętamy przejmujący pogrzeb i kilkaset trumien stojących w nabrzeżnej hali. Niestety nie przełożyło się to na większą wrażliwość i otwarcie dla uchodźców bezpiecznych dróg, takich jak choćby kanały humanitarne zainicjowane przez Wspólnotę św. Idziego. Dodajmy, otwierane przy oporze z wielu stron. Tą drogą moglibyśmy udzielić konkretnej pomocy wielu potrzebującym, ale zamiast chrześcijańskiego miłosierdzia bierze w nas górę strach przed obcym. W katolickiej Polsce nawoływanie do braterstwa i troska Franciszka o potrzebujących, o tych, którym odbiera się nawet prawo do posiadania imienia i traktuje jak bezosobowe liczby, wykorzystywana jest do podkręcania antypapieskich nastrojów i straszenia zalewem islamu. Czy zastanowiliśmy się jednak, co dzieje się z wyznawcami Chrystusa, którzy z powodu wojny masowo uciekali choćby z Syrii czy Iraku? Oni nie mieli preferencyjnych tras przerzutowych i także przed ich nosem zamknęliśmy brutalnie drzwi do Europy, oddając ich w ręce przemytników ludzi a jednocześnie roztkliwiając się nad ich tragicznym losem.
Zgadzam się z Franciszkiem, który po ostatniej tragedii powiedział - teraz jest pora na wstyd. Niestety dramat pandemii niczego nas nie nauczył. Solidarność, bliskość, czułość, wrażliwość są słowami, które chcemy stosować jedynie do siebie. Innym serwujemy obojętność i dystans. Zamiast budować mosty przyjaźni z najbardziej marginalizowanymi i wykluczonymi wznosimy kolejne mury. Te najgorsze wyrastają wciąż w naszych sercach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).