"Nie przypuszczaliśmy, że doświadczymy jeszcze tragedii eboli. To pokazuje, że profesja lekarza nie jest dla prestiżu, ale dla służby ludziom. To powołanie, to misja. I dla tej misji musimy być gotowi dać życie" mówił doktor Matthew.
Watykan potwierdzi heroiczność cnót kolejnych Sióstr Ubogich z Bergamo, które w 1995 r. zmarły w Demokratycznej Republice Konga posługując chorym podczas epidemii Eboli. Tym samym wszystkie siostry można uznać za „męczenniczki miłosierdzia”.
Te świadectwa obecności "aż do końca" zawsze będą poruszać. Dlatego, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, tak bardzo warto je ukazywać. Pewnie w wielu wyzwalają drzemiące pokłady dobra, tego, ktore zwyczajnie, po ludzku, chcemy okazywać innym. Starać się coraz bardziej być "dla", przekraczać swoje ograniczenia. Z drugiej strony może budzą pytania, rodzą wątpliwości: "czy i ja bym podołał/podołała"?... Na pewno, nie pozostawią obojętnymi...
I tak, przy okazji dzisiejszej wiadomości, podanej przez watykańskie media, wspominam wizytę w szpitalu Lacor na północy Ugandy. Tam ebola, uderzyła pod koniec roku 1999 r. Przez kolejne cztery miesiące północ Ugandy, pogrążona już wtedy od ponad dekady w wojnie domowej, została jeszcze bardziej odizolowana od reszty kraju. Nie można było liczyć na żadną pomoc. Z około sześciuset pacjentów, zmarło dwustu pięćdziesięciu czterech. Również personel. Dwunastu pielęgniarzy i doktor Mathew Lukiya, który ich prowadził.
"Ebolę odkryliśmy w naszym szpitalu" - opowiadał mi brat Elio Croce, włoski kombonianin, który prowadził placówkę. "Mieliśmy tu młodego studenta pielęgniarstwa, który zachorował i po paru dniach zmarł. To był pierwszy raz w historii Ugandy, że pojawiła się ebola. Wezwaliśmy specjalistę z Kampalii. Pobrali próbki do Atlanty i RPA. To było 9 października, obchodzono akurat dzień niepodległości. 14-tego przyszła odpowiedź, że to ebola sudańska. Zaczęliśmy działać. Z Atlanty przybyli eksperci. Zwrócili uwagę na pacjentów, którzy mieli objawy podobne do malarii. Po sześciu godzinach od wykonania testów było wiadomo, czy to ebola. W tych przypadkach byli pacjenci izolowani".
W Gulu ponad osiemset osób zostało zobowiązanych do poddania się testom. "W ten sposób w ciągu dwóch miesięcy udało się opanować ebolę. Mówi się o tych dwustu pięćdziesięciu czterech ofiarach. Ale nikt nie wie ile osób zmarło dokładnie. Ile przedtem zanim rozpoznano symptomy? Ile potem?" wspominał Elio.
Nie wiedzieli gdzie to się zaczęło. Można było przypuszczać. W tym okresie wojska Ugandy stacjonowały w południowym Sudanie.
"Weszli tam od Kongo. A Kongo wiadomo jest ośrodkiem eboli. Ludzie uważali, że Museveni posłał wojska do Konga i to oni sprowadzili ebolę. Ale nie znaleziono żołnierzy z ebolą. Poza tym, na tym terenie działali też rebelianci. Żyli w lasach. Nie mamy dowodów gdzie się zaczęła zaraza. Ale to dzięki naszym ludziom, którzy poświęcili swe życie, w dwa miesiące udało się powstrzymać ebolę" mówił Elio.
Rozmawialiśmy, przy grobach personelu, na terenie szpitala. "Nasz doktor, Daniel, zmarł, bo pojechał pomóc pielęgniarce. Ona traciła krew, była przerażona. To było 20 grudnia. A siostra Pirynia, ze zgromadzenia Maryi Niepokalanej zmarła jeszcze w listopadzie. Na pogrzebie Mathew powiedział: "Przeżyliśmy wojnę, widzieliśmy wszystko. Ale nie przypuszczaliśmy, że doświadczymy jeszcze tragedii eboli. To pokazuje, że profesja lekarza nie jest dla prestiżu, ale dla służby ludziom. To powołanie, to misja. I dla tej misji musimy być gotowi dać życie, jak oddała je siostra Pirynia". A miesiąc potem Mathew też już nie żył"
Elio nazwał ich wprost: "To bohaterowie i męczennicy miłości. Ludzie, którzy wybrali tą służbę dobrowolnie. Ryzykowali życie i oddali je z wyboru. Ktoś kto ofiaruje swoje życie... To historia naszej eboli..." - mówił tamtego dnia. Sam zmarł w listopadzie 2020 na Covid, będąc pośród swoich ludzi na misji, aż do końca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.