– John, nie możesz być jednocześnie katolikiem i chrześcijaninem! – usłyszał Talbot od zatroskanych przyjaciół. Słynny muzyk i żonaty mnich z USA gościł nad Wisłą.
Poszedłem do nich i powiedziałem: chcę zostać katolikiem. Patrzyli na mnie z przerażeniem, aż w końcu ktoś wyksztusił: John, nie możesz przecież być jednocześnie katolikiem i chrześcijaninem – wspomina dziś ze śmiechem. – Pytałem się Boga, co mam robić. Dostałem odpowiedź: „Graj swoją muzykę, Ja będę otwierał i zamykał drzwi”. Nagrałem wtedy płytę „The Lord’s Supper” (Wieczerza Pańska). Poszedłem z tym do Sparrow, a oni na to, że to się nie sprzeda. Ale zostawiłem im to. Udałem się wtedy do mojej pustelni. Po pół roku dzwonią ze Sparrow: John, pamiętasz „Lord’s Supper”?
No tak, odpowiedziałem, przecież sam ją nagrałem. „Słuchaj, płyta sprzedała się znakomicie!” – wspomina John. W tym samym czasie nagrał jeszcze album dla Warner Brothers Records. Jego muzyka staje się coraz bardziej refleksyjna. Z czasem jego płyty rozchodzą się w milionach egzemplarzy, mimo swojego katolicyzmu zyskuje uznanie również wśród protestanckich muzyków, w 1988 roku otrzymuje tytuł Chrześcijańskiego Artysty nr 1 w magazynie „Billboard”. – Nawet moja babcia, metodystka, powiedziała mi kiedyś, że jako katolicki muzyk chrześcijański stałem się porządnym metodystą – śmieje się JMT.
Mnisi z ciężarówkami
Zafascynowany osobą św. Franciszka z Asyżu, sprzedaje wszystko, w lesie buduje pustelnię, z zużytych koców robi sobie habit mnicha. Nie zostaje jednak duchownym, choć do dziś wiele osób na świecie tak myśli (do Polski przyjechał ze swoją żoną, Violą). Zapraszany do różnych wspólnot, naucza, śpiewa, przygotowuje uroczystości, czerpiąc z muzyki renesansu, średniowiecza i tekstów wczesnego Kościoła. Kierownik duchowy radzi mu, by założył wspólnotę i prowadził posługę muzyczną.
W Eureka Springs w Arkansas powstaje Pustelnia Mniejszej Cząstki, wspólnota oparta na życiu klasztornym, z czasem przybiera nazwę Braci i Sióstr Miłosierdzia. Są tam zarówno celibatariusze, jak i rodziny czy osoby w stanie wolnym. Oprócz „miejscowych” w całych Stanach i na świecie ok. 500 osób żyje w swoich domach, zachowując regułę wspólnoty. – Wszyscy w Stanach chcą zostać mnichami, ale wszyscy zbyt mocno kochają swoje ciężarówki – John tłumaczy ze śmiechem tę wersję „pośrednią” członkostwa. Wspólnota ma dzisiaj jako jedyna w USA status kanoniczny Kościoła katolickiego.
Utrzymuje się z własnych upraw i hodowli, ale przede wszystkim z dochodów ze sprzedaży płyt i książek J.M. Talbota. Zbierają też pieniądze na pomoc humanitarną. Przede wszystkim jednak ewangelizują. – Ludzie w USA są smutni z trzech powodów: recesja, podziały polityczne i skandale seksualne w Kościele. Staramy się dać im nadzieję. Dzisiaj cały entuzjazm katolików gdzieś wyparował. Dobry katolik w Stanach to konserwatysta, chodzący do kościoła, poprawnie się wysławiający, przestrzegający zasad liturgii.
Te rzeczy są dobre, ale potrzebują jeszcze Ducha Świętego, żeby nadał temu moc – mówi Talbot. – Przepisy liturgiczne są jak mapa. Ale nie da się podróżować i patrzeć tylko na mapę, nie rozkoszując się widokami – przekonuje. Jedną z najbardziej znanych jego pieśni jest „Come worship the Lord”. Talbot: – To słowo „come” (przyjdź) jest ważne w modlitwie uwielbienia. Ono oznacza porzucenie swojego „bezpieczeństwa”, czyli postawy: „Boże, nie przeszkadzaj mi w moich modlitwach”. W uwielbieniu zdajemy się całkowicie na Boga i na to, co On zechce z nami zrobić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.