Czyli czego to człowiek nie wyczyta...
„On sam jest nieosiągalny w swoim najgłębszym jestestwie, jest przecież Nieskończony, jak głębia jeziora jest nieosiągalna dla muszek muskających taflę wody”.
Piękne słowa, prawda? Relacja Bóg-człowiek w pigułce.
Cytat pochodzi z powieści „Golem” Macieja Płazy. Właśnie ją teraz z żoną wspólnie sobie czytamy, co… samego mnie trochę zaskakuje.
Ziemia Święta? Tak! Współczesny Izrael? Tak!!! Ale świat sztetli, niewielkich żydowskich miasteczek, porozrzucanych po ziemiach dawnej Rzeczypospolitej? Ten jakoś nigdy nie był mi szczególnie bliski. „Dybuk”, „Skrzypek na dachu”, kilka chasydzkich opowiadań… - i to by było w zasadzie tyle. A teraz pojawił się „Golem”.
Sięgnąłem po niego przede wszystkim z ciekawości, po przeczytaniu kilku bardzo pozytywnych recenzji. Może też trochę dla urozmaicenia naszych lekturowych „wycieczek” (ostatnio dominowała Skandynawia). A może po to, by wrócić do początku – wszak to „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk na dobre „rozkręciły” w nas pasję wspólnego, głośnego czytania sobie książek.
W cegle Tokarczuk – takie mam wrażenie - najważniejsza jest sama opowieść. Snuta przez dekady, pełna niezliczonych wątków i postaci, imponująca. U Płazy inaczej. On stawia chyba jednak na język. Rebecyn, besmedrysz, kwitle i tisze, kahały i niguny… - raz po raz zaglądać trzeba do internetu, by połapać się o co chodzi, ale też dzięki wszystkim tym terminom i pojęciom „Golem” bardzo zyskuje na oryginalności, egzotyce. Rzeczywiście czujemy, że jesteśmy w innym świecie.
Choć znowu nie tak innym i odległym, jak ten, w który zostajemy wrzuceni w czasie lektury „Planety Doikajt”. Marcowa „Nowa Fantastyka” opublikowała nowelę pod takim tytułem autorstwa Elizy Rose i tu mamy już zupełny kosmos. Dosłownie, bo to tekst z gatunku science-fiction, ale kompletnie nietypowy i bardzo, bardzo pomysłowy. W skrócie: trwa kolonizacja kolejnych planet, nowozakładane bazy przypominają izraelskie kibuce, a:
na jeden statek wsiadło cztery tysiące pięciuset Samsonów-socjalistów. Aby zadośćuczynić symbolice, żaden z nich przez całą podróż nie skalał swej głowy dotknięciem brzytwy...
- Ikwa, proszę (mówi jedna z bohaterek). Historia Samsona to tylko głupi mit, nie warto według niego żyć. Przecież to był łepek, oszołom.
- Nie wiem – odparła Ikwa głosem cichym, suchym. – Niedobrze jest brać życie pod włos.
Są więc osadnicy, cadycy, kosmiczny kamieniołom zwany Studnią Miriam i ciągłe dywagacje o tym, czego oczekuje do nich Ha-Szem. Krótko mówiąc judaizm przyszłości. Próba przewidzenia tego nie w co, ale jak wierzyć będą ludzie w kolejnych stuleciach.
Literacka zabawa? Oczywiście, że tak. Ale całkiem ciekawa. Więc i taką lekturę polecić czasem warto. A czego dziś posłuchamy? Skoro jesteśmy w żydowsko-sztetlowch klimatach, to może czegoś takiego:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.