Cud dokonany w prostocie ubóstwa świętujemy blichtrem pełnych stołów, prezentów i świecidełek. Dziwne.
Magia świąt, magiczne święta... Czy mi się wydaje, czy to wyrażenie pojawia się teraz częściej niż jeszcze rok temu? Nie wiem. Do tej pory kojarzyło mi się z reklamami. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem je, i to nie raz, z ust prowadzącego program w chrześcijańskiej rozgłośni radiowej. No bo co niby wspólnego mają te święta z magią? Nie, nie zamierzam nikogo i niczego obśmiewać. Tylko dociekam.
Na rozum to te święta są raczej cudowne, bo odnoszące się do cudu, jakim było to, że Bóg stał się człowiekiem. Z magią mają tyle wspólnego, że małego Jezusa przywitali między innymi magowie – mędrcy, których z powodu zapowiedzi Izajasza nazywamy królami. Ale to wydarzenie świętujemy dwa tygodnie później. „Magicznymi” nazywa się je chyba z racji towarzyszącej im niecodziennej atmosfery. Ale...
Rozumiem, choinka, świecidełka, prezenty... To coś, co nie zdarza się na co dzień. Tyle że nic w tym tak naprawdę nadzwyczajnego. Drzewko, świecidełka, elektryka i zaraz niecodzienność tak wielka, że nazywa się toto magią? No, może „magiczne” jest to, że można wspólnie zasiąść do stołu i pośpiewać. Tylko niby dlaczego nie może być tak (prawie) codziennie? Nie, bez tych wielu różnych dań, ale przy normalnej kolacji. Co stoi na przeszkodzie by stół stał się w naszych rodzinach (na powrót) miejscem codziennego spotykania się ze sobą i rozmawiania? Tę „magiczną” atmosferę moglibyśmy mieć w rodzinach zawsze...
Dla mnie Boże Narodzenie to święto wielkości Boga. On, Stwórca wszystkiego, stał się swoim stworzeniem, stał się dla nas jednym z nas. Sporo zawsze o tym piszę, więc tym razem nie będę tematu zgłębiał... Ale po za tym... To chyba święta trudnej zwyczajności. Święta znoszenia przeciwności, przekraczania rzucanych pod nogi kłód, umiejętności odnalezienia radości i pokoju w skromnych, ubogich środkach...
Ludzie tamtego czasu, jak zresztą jeszcze nasi rodzice, nie potrzebowali do szczęścia mieszkania z salonem, sypialnią i koniecznie łazienką. Ich wymagania w tym względzie były dużo mniejsze od naszych. Ale urodzić będąc w drodze, nie znaleźć miejsca w gospodzie, a w jakiejś szopce, stajence... Może i w takich okolicznościach można poczuć się dobrze, bezpiecznie, jakoś swojsko. Ale daleko temu wygody, jakiej od życia oczekujemy. O odległości do blichtru i bogactwa, jaki towarzyszy naszym dzisiejszym obchodom już nawet nie mówiąc...
Świętowanie największego cudu i najwspanialszej prawdy w Bogu nam bliskim w prostocie spotkania i bliskości. Tak, to trochę niesamowite, przekraczające schematy w których tkwimy. I wtedy te święta mogą być nazywane magicznymi. Ale gdy są tylko świętowaniem miłego nastroju i obyczajów...
Dużo radości. I dużo pokoju wszystkim życzę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.