Takie chyba mamy czasy, w których gadanie (właśnie, gadanie – nie mówienie) jest na wierzchu. Słuchać, ani się wzajemnie szanować nie potrafimy.
Adwent się zaczął, a tu wokoło zgoła nie adwentowo. Bo adwent zawsze był czasem ciszy. Nawet puchaty śnieg pomagał wygłuszyć hałas. A jak wokoło ciszej, to i w duszy jaśniej. Nie potrafimy słuchać ciszy. Obserwowałem sarnę z granicy górskiego lasu. Dwoje uszu wzniesione, widać, jak zmienia kierunek nasłuchiwania – to jednym uchem, to zupełnie niezależnie drugim. Słucha ciszy... Kapitalne widowisko i lekcja dla ludzi: nauczcie się słuchać!
Zresztą – to nic nowego. Słuchanie sprzężone z uprzedzającym je wyciszeniem to motyw z dawnych czasów. Także jeden z fundamentów życia pustelników – ojców pustyni, jak ich kiedyś zwano. Gdy zaczynało się źle dziać, ludziska szukali ich i o radę prosili. I ci, nie znający życia – jak mogło się wydawać, ludzie ciszy i milczenia, potrafili dawać mądre rady i trafnie rozstrzygać sprawy tych, którzy przychodzili do nich z wartko toczącego się i zgiełkliwego życia.
Gdy po północnej stronie Alp zaczęły powstawać wielkie opactwa, to również cisza i milczenie było tam obowiązkiem i zaszczytnym przywilejem mnichów. I stamtąd, ze średniowiecznych klasztorów tryskały strumienie mądrości życiowej i politycznej, gospodarczej i przemysłowej (tak, tak! U nas na Śląsku Rudy). Budziła się w nich myśl astronomiczna, tu kiełkowała historiografia powoli wyrastająca z ustnych tradycji, tu przepisywano księgi zawierające mądrość pokoleń...
Kilka dni temu siadłem wieczorem przy stole ze swoim jabłkiem i trzema orzechami. Naprzeciw telewizor. Formuła programu on-line. Pięć okienek, jedno dla prowadzącego, cztery dla zaproszonych gości. Idea dobra, niezależnie od koronawirusowych obostrzeń. Aliści... Póki mówi jeden – to można słuchać. Dwóch – gorsza sprawa. Gdy przekrzykuje się czwórka lub piątka – biedny redaktor to se może gadać na wiatr. Jeden wielki harmider. Kiedyś wydawało mi się, że jak jest wśród nich kobieta, to ona pierwsza przestaje słuchać. Okazuje się, że nieprawda. Druga moja teoria wiązała się z polityczną przynależnością, miałem nawet takie swoje „algorytmy”. Nieprawda. Takie chyba mamy czasy, w których gadanie (właśnie, gadanie – nie mówienie) jest na wierzchu. Słuchać, ani się wzajemnie szanować nie potrafimy. Czy prowadzącemu spektakl redaktorowi nie byłyby potrzebne przyciski pozwalające włączać tylko jedną linię dźwięku? Wiem, byłby to casus belli, czyli powód do wojny.
Od czego zacząć reformę nawyków? Ponoć od przedszkola. Pośród innych umiejętności zaprawiać malców w sztuce milczenia, wiążąc ją ze sztuką myślenia. Sądzę, że metodycy potrafią wypracować stosowne narzędzia. Stara rymowanka już nie wystarczy: „Cicho, dzieci, cicho sza! Na talerzu leży wsza. Kto krzyknie, ten ją łyknie”. Ta zabawa, jako się rzekło nie wystarczy, bo dzieci nie wiedzą co to jest „wsza”. A przecież wspomnienie tej zabawy jest żywą skamieliną metod uczenia milczenia i zaprawiania do ciszy. Skoro ja ją pamiętam, to gdzieś tam w odległej przeszłości i mnie tego uczono.
Nie tylko telewizyjne „debaty” na cztery głosy są gorsze niż strata czasu. Stratą czasu i powagi, generowania obrzydzenia i budzonej totalnej nienawiści są wszystkie awantury, wrzask, obelżywe słowa na tak zwanych manifestacjach. Tutaj – tak mi się wydaje – prym wiodą kobiety. Czasem chciałoby się zakrzyknąć „wiedźma”. Ale warto się powstrzymać, by nie dać się ściągnąć do niechcianego poziomu. Pytam tylko, dlaczego reżyser telewizyjnej relacji powtarza ujęcie po kilka razy. Nie pozwalajcie tego oglądać dzieciom. Taka szaleńcza scenka powtórzona z pięć razy wdrukowuje się w ich psychikę jako wzorzec zachowania.
Na koniec napomnienie apostoła Jakuba: „Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia... Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw” (Jk 1, 19.26).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).