Kościół w Polsce stworzył sobie „cielca” katolicyzmu epoki komunistycznej i czyni z niego punkt odniesienia – mówi w wywiadzie dla KAI biskup Andrzej Czaja.
Czy w Polsce tak się właśnie dzieje? Niektórzy biskupi znani są z tego iż ochoczo wypowiadają się na tematy społeczne, polityczne nawet. Siłą rzeczy więc – dzielą.
- Jestem daleki od poglądu, że sprawy społeczne i polityczne w żaden sposób nie powinny obchodzić biskupa. To jest troska o moich wiernych, o człowieka, o którym Jan Paweł II powiedział, iż jest „drogą Kościoła”. Musimy iść do człowieka – i to każdego a nie tylko wiernego – i troszczyć się o jego zbawienie. Gdybym zamykał się na sprawy społeczno-polityczne to hołdowałbym zasadzie zupełnie nie do pogodzenia z Ewangelią: ratuj tylko swoich wiernych, resztę zostaw.
Ale pana pytanie odczytuję tak: czy polityka może być na ambonie. Polityka rozumiana wąsko, jako szukanie poparcia dla określonej opcji czy partii – absolutnie nie! To nie jest „materiał” na ambonę. Uważam, że takie dywagacje nie powinny pojawiać się nawet w rozmowach przy biskupim stole. Mam prawo żywić sympatie i antypatie polityczne, ale jako człowiek, który ma jednać i być dla wszystkich – nie powinienem tego wypowiadać. Ukazujmy zasady, głośmy Ewangelię, kształtujmy ludzkie sumienia po to, żeby potrafili powiedzieć politykowi na wiecu lub spotkaniu wyborczym, że się z nim nie zgadzają z przyczyn doktrynalnych czy moralnych, ale niech to powie wierny a nie biskup z ambony.
A polityka w szerszym znaczeniu, jako troska o dobro wspólne nie powinna być chyba wykluczona z misji biskupa?
- Oczywiście, nie tylko mam prawo ale i obowiązek zabierać głos na ten temat. Mam stawać w obronie prześladowanego, gnębionego – począwszy od sprzeciwu wobec handlu w niedzielę, na obronie życia kończąc. Jednakże starajmy się o to w konkretnych, odpowiedzialnych gronach, poza liturgią, żeby z liturgii nie czynić wiecu. Spotykajmy się z politykami, samorządowcami i mówmy im o tym, brońmy godności i praw człowieka. Ale nie czyńmy tego na ambonie; ta nie może służyć moralizowaniu. Naszym wielkim zadaniem jest dzielenie się słowem Pana. My, biskupi i kapłani musimy naprawdę robić rachunek sumienia zwłaszcza w tych sytuacjach, gdy nasze głoszenie zaczyna przypominać wiec partyjny.
A z czego wynika chęć wiecowania? Może biskupom trudno pogodzić się z faktem, że Kościół żyje już jednak w wolności a jego głos jest jednym z wielu innych, wolnych głosów i nie przez wszystkich uznawany jest za wiodący?
- Kiedy czytam opracowania dotyczące działalności Prymasa Wyszyńskiego czy kard. Wojtyły to mam wrażenie, że oni funkcjonowali na poziomie polemiki, apologii. Tymczasem my dziś chcemy przedobrzyć, stajemy na poziomie arbitra. Mamy być jednak stróżem. Kto nam dał prawo do tego, by być arbitrem? Arbitrem jest Bóg, Ewangelia i ją mamy głosić.
A Ewangelia nie jest ani lewicowa, ani prawicowa...
- Ani lewicowa, ani prawicowa, tak jest. Owszem, mam prowadzić polemikę ze światem. Ale chodzi o polemikę twórczą, na argumenty, racje, a nie o pyskówkę.
W naszym postrzeganiu Kościoła, jego zadań i misji ulaliśmy sobie swoistego „cielca” katolicyzmu epoki komunistycznej i czynimy z niego punkt odniesienia. Bo to wtedy Kościół był na właściwej drodze, to był Kościół służący itd. Oczywiście, to prawda, on służył, tylko że zmieniło się otoczenie, kontekst.
Yves Congar w książce „Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele” pisze, że XIV, XV wiek popełnił błąd w kreowaniu reformy Kościoła, bo za punkt odniesienia brał trzynaste stulecie – „złoty wiek”. Stąd, uważa Congar, musiało dojść do reformacji, bo coraz bardziej myśl Kościoła stawała się ideologią. I oto, w pewnym momencie pojawia się Luter i mówi: chwileczkę, przecież w Liście do Rzymian o zbawieniu czytamy coś zupełnie innego! Dlatego jedynym kryterium jakiejkolwiek odnowy czy reformy Kościoła jest Ewangelia. Doradzałbym zatem więcej radykalizmu Ewangelii a nie takiego, który wynika z naszego rozumienia świata.
W „Traktacie o Kościele” przytacza Ksiądz Biskup wielu autorów, którzy – od starożytności do czasów współczesnych – zgłębiali istotę Kościoła i zastanawiali się jak godzić jego osadzenie w historii z ponadczasową misją. Jak na tle tych refleksji wygląda nasz Kościół?
- No cóż, powiem to. Nie daj Bóg, ale Kościół w Polsce może być zarzewiem nowej reformacji. Dlaczego? Śledzenie myśli o Kościele i jego rozwoju pozwala zaobserwować, iż u źródła każdej formy sprzeciwu wobec kościelnej rzeczywistości był jakiś ruch oddolny, na czele którego zazwyczaj stawał duchowny. Mamy w Polsce wyjątkowo duży potencjał duchowieństwa i coraz większy, w moim przekonaniu, rozziew między duchowieństwem wyższym a niższym – zresztą, tu i tam, zwiastuny tego działania po swojemu wbrew biskupowi już mamy.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.