Miał żyć kilka lat. Przeżył 26 z rdzeniowym zanikiem mięśni i ogromnym poczuciem humoru. Skończył trzy kierunki studiów i zabierał się do pisania pracy doktorskiej.
Parę dni temu na cmentarzu parafialnym w Okulicach odbył się pogrzeb Kamila Cierniaka. Zmarł w wigilię Niedzieli Miłosierdzia. Od kilku lat śledziłam każdy wpis na jego blogu. Nie było ich ostatnio wiele, ale każdy taki, że chciało się być jak Kamil.
"Tak, jestem doskonały. To widać już chyba na pierwszy rzut oka. Jestem kompletny; niczego mi nie brakuje... Ani mięśni mi nie brakuje, ani zaniku mięśni, ani skoliozy, ani układów z ZUS-em, ani kategorii E... Mógłbym tak wymieniać długo. Połączenie Chucka Norrisa i Brada Pitta to przy mnie nic; mogliby mi obaj czyścić buty - te cywilne i te ortopedyczne" - pisał z lekkością Kamil, któremu trudno było cokolwiek powiedzieć.
Gdy miał niespełna rok, lekarze zdiagnozowali u niego rdzeniowy zanik mięśni, dawano mu raptem kilka lat życia. Przeżył 26 i mimo przeciwności skończył trzy kierunki studiów. Zabierał się do pisania pracy doktorskiej na Akademii Ignatianum w Krakowie.
"Pomogły mu w tym trzy rzeczy - wiara w Boga, pogoda ducha i nieustanna, nadludzka opieka mamy. W międzyczasie odwiedził dziesiątki szpitali, turnusów rehabilitacyjnych, doświadczał nowych przyjaźni, znajomości, nakręcił film, pisał bloga i starał się żyć najlepiej, jak umiał" - pisze Justyna Ożóg, kuzynka Kamila.
On sam pisał, że przez 99 proc. czasu jego życia jest przy nim mama - przez 24 godziny na dobę. "Doktorant-maminsynek, to brzmi dumnie!" - żartował, zaraz potem dodając, że "szkoda tylko, że medale za długoletnie wspólne życie przyznawane jest tylko małżeństwom, bo to i prestiż, i szacunek na dzielni, i telewizja, i może jakiś zestaw garnków by się trafił...".
O sobie pisał "niepełnosprytny". Był mądry. Miał dystans do swojej choroby. Nawet, kiedy stan jego zdrowia pogorszył się tak, że nie mógł już samodzielnie oddychać i mówić, nie stracił poczucia humoru i dystansu do siebie, którego uczył wszystkich, który czytali jego bloga.
Do tych narzekających na kwarantannę i przymusowe #zostańwdomu pisał, że sam kwarantannowe życie prowadzi od ponad 26 lat, a ostatnio nawet wskoczył na wyższy level - #zostańwwyrku. Pisał tak o sobie, kiedy choroba odebrała mu już niemal wszystko. Nie odebrała poczucia humoru. "Na początku leczenia miałem do ciała podłączonych tyle kabli i rurek, że mógłbym zostać twarzą Izby Gospodarczej »Wodociągi Polskie«" - żartował w jednym z ostatnich wpisów, choć do śmiechu mu wcale nie było.
Poczytajcie bloga niepełnosprytnego studenta Przymrużone Oko i bądźcie jak Kamil! Będzie go brakowało.
Czytaj także:
Zobacz także:
JP2TV Lourdes. Kamil kręci film.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.